W przeszłości, kiedy zachodni sąsiedzi zamawiali mniej produktów z Polski, z powodzeniem sprzedawaliśmy więcej zapasów na Wschód. Teraz ta furtka się zamknęła, a firmy muszą poszukać nowych sposobów, aby zachęcić świat do swoich produktów.

Nie ma prostej recepty na problemy eksporterów. Można liczyć na to, że osłabi się złoty i będziemy mogli sprzedać te same produkty jeszcze taniej. Politycy dużo mówią o możliwościach eksportowych w Afryce i Azji, ale trudno się spodziewać, że nagle rozkwitnie tam popyt na produkty z metką „made in Poland". Do tego potrzeba czasu, skutecznej dyplomacji i znajomości tamtejszych realiów.

Aby uniknąć takiej patowej sytuacji w przyszłości, przydałoby się pójść krok dalej i zastanowić się, jakie polskie produkty są w stanie podbić zagraniczne rynki i dobrze się sprzedawać nawet w gorszych czasach. Pozytywnym przykładem są tu producenci mebli i sprzętu AGD, ale potrzeba nam więcej towarów o dobrej jakości, które będą rozpoznawalne i uznawane za granicą.

Niedawno na Forum Ekonomicznym w Krynicy usłyszałam od jednego z ekonomistów, że aby móc cieszyć się gospodarczym sukcesem przez kolejne dwadzieścia lat, symbolem naszej przedsiębiorczości nie może pozostać taśma produkcyjna. Bo części do samochodów, śrubki, opony, smary, a tego wysyłamy na Zachód najwięcej, nie zapewnią nam mocnej pozycji gospodarczej na świecie. Podobnie jak produkty żywnościowe.

Kryzys może nas pogrążyć, ale otwiera też nowe możliwości, pozwala myśleć bardziej kreatywnie, zmienić dotychczasowe schematy, również w myśleniu biznesowym. Najwyższy czas, żeby polskie firmy przestały się trzymać kurczowo  Niemiec i przestały konkurować w świecie tylko ceną swoich produktów.