Ale to była pierwsza myśl, która przyszła mi do głowy, gdy dowiedziałem się, że przedsiębiorcy będą musieli oddawać mu w przyszłym roku składkę powiększoną do 1100 zł miesięcznie.
Wiem też, że dla początkujących przedsiębiorców obowiązuje niższa składka na start, ale znam też takich, którzy już z przerażeniem patrzą na koniec promocyjnego okresu. Warto rządzącym uświadomić, że nie każdy po jakimś czasie staje się wielkim biznesmenem notowanym na listach najbogatszych. Całkiem spora cześć, podejrzewam nawet, że większość, zarabia tyle, co statystyczny Kowalski na etacie, z tym, że sami płacą sobie składki. Warszawianin, gdańszczanin, wrocławianin dadzą sobie radę. Ale co z mieszkańcami małych miast, np. na wschodzie Polski? Czy rządzący wiedzą, ile to jest 1100 zł miesięcznie dla mieszkańca Biłgoraju? Strzelam – nie wiedzą... Niech zapytają posła z tamtego miasta albo sami się wybiorą. Nie jestem w stanie zrozumieć, dlaczego u nas gnębi się tych, którzy wykazują się jakąś inicjatywą, którzy chcą zadbać sami o swoją przyszłość.
Inna sprawa, ale dalej związana z ZUS. Kwestia ozusowania umów cywilnoprawnych, bardziej znanych jako śmieciówki, choć ja pod tym określeniem nigdy się nie podpisałem i nie podpiszę. Ale to już temat na zupełnie inny felieton. Wracając do bieżącego... Spodziewam się, że nowy rząd, mając przed sobą perspektywę rychłych wyborów, będzie chciał szybko uszczęśliwić rzeszę 800 tys. osób nieposiadających etatów. Nacisk kładę tu na słowo „szybko". Wiadomo, że ozusowanie i tak będzie.
Namawiam jednak do tego, by zrobić to z głową. Trzy miesiące dla przedsiębiorców to zdecydowanie za mało. Często z nimi rozmawiam i wiem, że jak mówią, że coś zrobią, to tak będzie. Żeby nie być gołosłownym. Moja niedawna rozmowa w Krynicy z prezesem Konsalnetu Jackiem Pogonowskim. W firmie pracuje 25 tysięcy ludzi. 80 procent na umowy cywilnoprawne. Prezes deklaruje, że umowy będą ozusowane. Poproszę jednak jakiegokolwiek polityka, by powiedział mi, jak w takiej i wielu innych podobnych firmach przeprowadzić taki proces w 90 dni? Obawiam się, że odpowiedzi nie dostanę.
Ale na temat znajomości rynku pracy przez polityków mam dawno wyrobione zdanie. Może zbyt ostre i dla niektórych krzywdzące, jednak będę się go trzymał. Gdyby posłów z długoletnim stażem sejmowym wypuścić na rynek pracy i pozbawić ich możliwości wykorzystywania nabytych w tym czasie znajomości, to staliby się długotrwale bezrobotni. Zginęliby na rynku pracy, bo bujają w chmurach i zajmują się tylko kłótniami między sobą. Przywiązani są do parlamentu jak obłożnie chorzy do kroplówki. Ale ja mam na to lekarstwo. Zlikwidujmy wreszcie Senat i wprowadźmy kadencyjność na ważnych urzędniczych stanowiskach. Politycy przestaną być wtedy królami życia.