Piloci Lufthansy chcą iść na emeryturę o 10 lat wcześniej, niż w wieku obowiązujących obecnie w Niemczech 55 lat,ale zarabiać w tym czasie więcej, niż wynosi wypracowana przez nich emerytura. 60 proc zarobków w okresie przejściowym dla niektórych z nich, to nadal ogromne pieniądze, bo latający w Lufthansie kapitan „wyciąga" nawet 230 tys. euro. W związku z tym,że zarząd, który akurat teraz jest na finiszu wielkiej restrukturyzacji i niezbyt chętnie zgadza się na zwiększanie wydatków, piloci grożą strajkiem. Byłby to już piąty w tym roku.
W bardzo spokojnym dotychczas szwajcarskim Swiss piloci zaczynają buntować się przeciwko warunkom przeniesienia dużych maszyn 777-300ER do tańszego w operacjach Swiss European. A pracownicy pokładowi niskokosztowej przystawki arabskiego Etihadu - Air Berlin chcą zmienić swój związek zawodowy z umiarkowanego w roszczeniach Verdi na bardziej wojowniczy UFO, bo cięcie kosztów zaczyna im coraz bardziej doskwierać.
Co to znaczy dla potencjalnych pasażerów tych linii? Ano to,że wybierając się w podróż trzeba bardzo starannie wybrać przewoźnika. Linie lotnicze bardzo niechętnie udzielają informacji na temat możliwych protestów pracowniczych, które mogą dotknąć podróżnych. najczęściej zwlekają z tym do ostatniej chwili,licząc,że może jednak dojdzie do porozumienia. Jak nie dojdzie zawsze mają procedury, które łagodzą skutki strajku. Zmieniają rezerwację na loty konkurencji, najchętniej z tej samej grupy, bądź sojuszu, bądź zachęcają do skorzystania z ich usług w innym terminie. Lepiej więc zawczasu rozważnie wybrać czym naprawdę warto polecieć.
W tej sytuacji zyskują linie, które dotychczas nie sygnalizowały żadnych napięć pracowniczych. I tak raczej skończyły się kłopoty w Iberii i British Airways, które uzupełniają swoją ofertę niskokosztowym Vuelingiem. Cicho jest w TAP, gdzie po raz kolejny odłożono prywatyzację. Spokojnie jest w skandynawskim SAS,który finansowo wychodzi na prostą. Nie ma napięć w CSA,ale siatka czeskiego przewoźnika jest coraz skromniejsza. Jedną z linii, gdzie nadal jest spokojnie jest LOT, chociaż związkowcy nie ukrywają,że nie wszystkie decyzje prezesa akceptują. Wiedzą jednak,że strajk w proteście na nieustanne cięcie kosztów obróciłby się przede wszystkim przeciwko nim samym. A teraz LOT, choć do tego się nie przyznaje zapełnia samoloty sprzedając bilety po wysokich taryfach i cud jest, że jeszcze potrafi coś taniego wygrzebać na promocję w „szaloną środę".
Jeśli jednak linia, którą mamy lecieć strajkuje,pasażerowie nie są bezradni. Oczywiście jeśli potrafią dobrze zatroszczyć się o to, do czego mają prawo. Jeśli odlatujemy z krajów Unii Europejskiej, to podróżnych chroni jeszcze unijne prawo, wyznaczające konkretne środki, jakie przewoźnik,który nie jest w stanie wywiązać się z zobowiązań, musi wypłacić pasażerom. Są jeszcze ubezpieczenia, które pokryją dodatkowe koszty, jakie trzeba ponieść w przypadku wydłużającej się podróży. Są również karty kredytowe, które gwarantują,że jeśli właśnie tym konkretnym plastikiem zapłaciliśmy za podróż, to za opóźnienie należą się nam niemałe środki,które złagodzą niedogodności przymusowego czekania na lotnisku. Ale przede wszystkim przed wyjściem z domu sprawdzić, czy nasz lot odbędzie się o czasie.