Coraz częściej globalne firmy, które decydują się na uruchomienie centrum nad Wisłą, zamiast w Czechach czy na Węgrzech, stawiają na bardziej zaawansowane projekty.

Nie chodzi już tylko o call center czy przetwarzanie faktur, ale skomplikowane operacje biznesowe wymagające nie tylko znajomości języków, ale też wiedzy z ekonomii, księgowości, prawa, informatyki. To właśnie do tej kategorii centrów należeć będzie placówka, którą w Gdańsku uruchomi PwC. Jedna z wiodących spółek doradczych świata na początku roku otworzy centrum kompetencyjne (czwarty tego typu ośrodek na świecie, po USA, Irlandii i Indiach), które ma świadczyć zaawansowane usługi doradcze dla sektora finansowego. Z informacji „Rzeczpospolitej" wynika, że w ślady PwC wkrótce podąży EY, jej konkurent z „wielkiej czwórki".

Szybko rosnąca liczba centrów startujących nad Wisłą – tylko zagraniczne koncerny mają ich tu prawie 500 – ma również negatywne konsekwencje. Rynki pracy w Warszawie, Krakowie, Wrocławiu zostały już wydrenowane z poszukiwanych przez inwestorów pracowników. Dlatego projekty coraz częściej przenoszą się do Lublina, Częstochowy, Kielc, Torunia.

Daje to także realną szansę na ściągnięcie do kraju części z ponad dwóch milionów, głównie młodych, ludzi, którzy dziś pracują za granicą, przede wszystkim na Wyspach Brytyjskich i w Niemczech. Wielu z tych, którzy zdobywają doświadczenie np. w londyńskim City, chętnie wróci do Polski, jeśli będą mieli odpowiednie warunki. Widzę tu pole działania dla rządu, który powinien wspierać – także finansowo – inwestorów tworzących atrakcyjne miejsca pracy dla wykształconych Polaków. Skoro rząd wysupłał 500 mln złotych na utrzymanie zatrudnienia u producentów mięsa dotkniętych rosyjskim embargiem, nie powinien mieć kłopotu ze znalezieniem niższej kwoty, która może pomóc sprowadzić do polski tysiące wykształconych emigrantów.