Równi i równiejsi

Co czeka górników? – pytały wszystkie media w ostatnich tygodniach. Od soboty już wiemy. Dzięki konsekwencji i nieliczeniu się z kosztami po stronie społeczeństwa, związkowcy rozłożyli rząd na łopatki – pisze doradca prezydenta Pracodawców RP.

Publikacja: 23.01.2015 04:19

Leszek Juchniewicz

Leszek Juchniewicz

Foto: Fotorzepa, Jerzy Dudek JD Jerzy Dudek

Dziś możemy się jedynie zastanawiać, ile zapłacimy za pośpiesznie przygotowany i przeprowadzony przez stronę rządową proces negocjacji z protestującymi górnikami.

Wygranymi są ci, którzy nie tylko utrzymali swoje miejsca pracy, ale otrzymali coś więcej: dłuższe gwarancje zatrudnienia i większe odprawy. Żeby było jasne: rozumiem trud pracy pod ziemią, ale nie rozumiem, dlaczego beneficjentami negocjacji rządowo-związkowych mają być pracownicy administracyjni. Przecież funkcjonują oni też w innych branżach – od budżetówki po usługi. I przeważnie nikt im niczego, poza ogólnymi zapisami kodeksu pracy, nie gwarantuje.

Rząd dał, nie oczekując niczego w zamian

Strona rządowa oparła sobotnie porozumienie z górnikami głównie na fundamentach socjalnych, nie ekonomicznych. Mimo że przedsiębiorcy i ekonomiści od dawna postulują, by kolejne rządy położyły nacisk na podtrzymywanie i zwiększanie wzrostu gospodarczego, poprawę konkurencyjności polskiej gospodarki oraz aktywne przeciwdziałanie bezrobociu. To recepta na sukces tak obecnych, jak i przyszłych pokoleń.

Podpisane w sobotę porozumienie nie ma nic wspólnego z troską o utrzymanie silnej gospodarki i wspieraniem przedsiębiorczości. Rząd po prostu dał, nie oczekując niczego w zamian. Więcej – zrezygnował z pryncypiów, które do tej pory były podstawą stabilnej sytuacji gospodarczej Polski. Chodzi o funkcjonujące w naszej gospodarce sprawdzone mechanizmy rynkowe, o rozwiązywanie sporów w trybie dialogu społecznego, o równe traktowanie pracowników.

Jak to jest, że najpierw planowano wprowadzenie sześciodniowego tygodnia pracy oraz podział systemu wynagradzania na część stałą oraz zmienną, uzależnioną od wyników spółki, a w porozumieniu czytamy: „Podstawą do rokowań nowego zakładowego układu zbiorowego pracy dla »Nowej Kompanii Węglowej S.A.« będą dotychczasowe zapisy porozumień zbiorowych funkcjonujących w Kompanii Węglowej"? Nie ma tu ani słowa o tym, co dla rządu i dla nas wszystkich powinno być najważniejsze – zasad, strategii, kierunkowskazu dla pożądanych zmian. Podobnie patrzę na zapis dotyczący deklaracji sprzedaży Kopalni Węgla Kamiennego Bobrek – Centrum Ruch Bobrek spółce Węglokoks Kraj na podstawie wewnętrznego porozumienia. Do tej pory byłem przekonany, że sprzedaż majątku Skarbu Państwa odbywa się na zasadach rynkowych, zgodnie z ustawą o komercjalizacji i prywatyzacji. Najwyraźniej żyłem w błogiej nieświadomości.

I tym razem pośpiech okazał się złym doradcą i co więcej zaprzepaszczono szansę na rzeczywiste reaktywowanie dialogu społecznego. Nikogo chyba nie trzeba przekonywać, że górnictwo węgla kamiennego ma dla Polski znaczenie. Argumenty za tym są powszechnie znane i nie ma sensu ich powtarzać. Dziś istotne jest pytanie, dlaczego o tak ważnym problemie jak restrukturyzacja górnictwa nie dyskutowano w ramach instytucji do tego powołanych? Była szansa na nakłonienie związkowców do powrotu do Komisji Trójstronnej. Nie wykorzystano też na poziomie lokalnym Wojewódzkiej Komisji Dialogu Społecznego.

Potrzeba działań systemowych

Wszystkich tych środków można było użyć zanim plan naprawczy Kompanii Węglowej urósł do rangi problemu narodowego, wymagającego bezpośredniego zaangażowania premier Ewy Kopacz. A przecież sprawa będzie miała swój dalszy ciąg. W zawartym porozumieniu czytamy, że w „przypadku skorzystania z zapisów znowelizowanej ustawy o funkcjonowaniu górnictwa węgla kamiennego przez inne niż KW S.A. podmioty górnicze stosowane będą zasady niniejszego porozumienia" (sic!).

Zawarte porozumienie odziera wszystkich nas, obywateli, podatników i pracowników, ze złudzeń. Nie jesteśmy równi we własnym kraju. Co groźniejsze, jest ono czytelnym sygnałem dla innych branż do intensyfikacji swoich żądań, zwłaszcza w zakresie wynagrodzeń i gwarancji zatrudnienia.

Niedawno zapytałem swoją znajomą, jakie ma noworoczne postanowienia i jakie są postępy w ich realizacji. Odpowiedziała: „Nie podejmuję takich zobowiązań. To bez sensu. Mogę je podjąć każdego innego dnia. I tak większość z nas ich nie dotrzymuje. Ale żałuję jednego. Żałuję, że nie pracuję w górnictwie. Nie martwiłabym się wtedy ani o pracę, ani o emeryturę".

Ale wydarzenia ostatnich dni niosą w sobie też pewną nadzieję. Nadzieję, że wyciągniemy wnioski z tej lekcji i wspólnie wypracujemy systemowe rozwiązania dla naszych problemów gospodarczych. Nie chcemy, by te obszary gospodarki, które wymagają reform, jak na przykład górnictwo, były poddawane pośpiesznym i doraźnym działaniom, ale właśnie działaniom systemowym. W przewidziany ustawowo sposób, poprzez instytucje dialogu społecznego, na bazie solidnych analiz i przemyślanych koncepcji, włączających nie tylko rząd i związkowców, ale także organizacje pracodawców i samych pracodawców.

Postulując systemowość działań restrukturyzacyjnych w polskiej gospodarce, chcemy, by były one podejmowane niezwłocznie. Bez odkładania i bez przeciągania w czasie. Nic nie stoi na przeszkodzie, by w pierwszej kolejności zająć się górnictwem. Proponuję szybkie zwołanie posiedzenia Komisji Trójstronnej w pełnym jej składzie, na którym będzie już można przedstawić zręby programu sanacji górnictwa lub powołać interdyscyplinarny zespół, który taką koncepcję opracuje. Mamy wielu specjalistów w tym zakresie, bo przecież przed laty w reformowaniu górnictwa odnieśliśmy sukces.

Nie mam wątpliwości, że podpisujący porozumienie zapomnieli zupełnie o konkurencyjności polskiej gospodarki. W zawartym porozumieniu i samej koncepcji naprawy Kompanii Węglowej dostrzegam jej zagrożenie. Rzecz między innymi w postulowanym planie połączenia energetyki i górnictwa. Co prawda nikt jeszcze dokładnie nie wie, na czym ten plan miałby polegać, ale już dziś budzi on niepokój.

Niekorzystne związki

Eksperci i dziennikarze zajmujący się problematyką gospodarczą nie mają wątpliwości: tego rodzaju związki mogą mieć niekorzystne oddziaływanie tak na funkcjonowanie rynków energii, jak i na ceny, zwłaszcza energii elektrycznej.

Jeśli dojdzie do wzrostu cen – to z pewnością pogorszy się konkurencyjność polskich wytwórców i usługodawców w niemal wszystkich branżach. Do tego nie można dopuścić. Potrzebna jest rozwaga w tym zakresie i powstrzymanie się od bezkrytycznego postulowania szybkiego instytucjonalnego powiązania górnictwa węgla kamiennego z energetyką. Rzecz wymaga obszernych analiz i konkretnych recept.

Tylko z pozoru wydaje się, że sprawnie działająca energetyka sama z siebie udźwignie ciężar restrukturyzacji branży węglowej. Nie bez znaczenia w tym wszystkim jest fakt, iż minister skarbu ujawnił niedawno, że trwają prace analityczne nad dalszą koncentracją spółek energetycznych. Tajemnicą poliszynela jest, iż w miejsce dotychczasowych czterech koncernów ma powstać dwóch narodowych championów.

A to oznacza de facto monopolizację, z potencjalnie wszystkimi negatywnymi skutkami funkcjonowania duopolu, przede wszystkim w zakresie kształtowania cen energii.

Pożar ugaszony, ale co dalej?

Reasumując: rząd poprzez swoje poczynania nie tylko balansował na granicy spokoju społecznego (co samo w sobie jest karygodne), ale też nie załatwił spraw według pierwotnego planu. Strona rządowa okazała się mało profesjonalna, nadmiernie ugodowa i co najważniejsze – nie obroniła zasad rynku i interesu obywateli. Te krytyczne oceny z pewnością podważają zaufanie do rządu i stawiają go na przyszłość na bardzo słabej pozycji negocjacyjnej.

Co dalej po ugaszonym pożarze? Czekamy. Na wyniki analiz Ministerstwa Skarbu Państwa, dotyczących koncentracji energetyki, na analizę skutków finansowych podwyższonego pakietu socjalnego, na przygotowanie wniosku i decyzję Komisji Europejskiej odnośnie do skorzystania przez Polskę z tzw. Europejskiego Funduszu dla Inwestycji dla sektora górnictwa węgla kamiennego, na zwołanie i posiedzenie Komisji Trójstronnej. Na posiedzenie Senatu i ostateczne uchwalenie ustawy. Na podpis prezydenta RP i opublikowanie znowelizowanej ustawy.

Rzecz zatem w tym, aby ten czas właściwie wykorzystać. Na rzeczywisty proces naprawczy w Kompanii Węglowej. Na skuteczne poszukiwania inwestorów dla poszczególnych kopalń lub ich oddziałów i to niekoniecznie wśród zasobów Skarbu Państwa. Na wznowienie dialogu społecznego. Na konsekwencję we wprowadzaniu efektywnych rozwiązań w branży.

Tylko tyle i aż tyle.

Dziś możemy się jedynie zastanawiać, ile zapłacimy za pośpiesznie przygotowany i przeprowadzony przez stronę rządową proces negocjacji z protestującymi górnikami.

Wygranymi są ci, którzy nie tylko utrzymali swoje miejsca pracy, ale otrzymali coś więcej: dłuższe gwarancje zatrudnienia i większe odprawy. Żeby było jasne: rozumiem trud pracy pod ziemią, ale nie rozumiem, dlaczego beneficjentami negocjacji rządowo-związkowych mają być pracownicy administracyjni. Przecież funkcjonują oni też w innych branżach – od budżetówki po usługi. I przeważnie nikt im niczego, poza ogólnymi zapisami kodeksu pracy, nie gwarantuje.

Pozostało 93% artykułu
Opinie Ekonomiczne
Witold M. Orłowski: Gospodarka wciąż w strefie cienia
Opinie Ekonomiczne
Piotr Skwirowski: Nie czarne, ale już ciemne chmury nad kredytobiorcami
Ekonomia
Marek Ratajczak: Czy trzeba umoralnić człowieka ekonomicznego
Opinie Ekonomiczne
Krzysztof Adam Kowalczyk: Klęska władz monetarnych
Opinie Ekonomiczne
Andrzej Sławiński: Przepis na stagnację