Reklama

Płonące Południe to również nasz problem

Czy Polska sąsiaduje z krajami arabskimi, w których znacząca część ludności hołduje ideologii wojującego islamu?

Publikacja: 19.03.2015 20:00

Witold M. Orłowski, główny ekonomista PwC w Polsce

Witold M. Orłowski, główny ekonomista PwC w Polsce

Foto: Fotorzepa, Radek Pasterski

Patrząc na mapę, odpowiemy oczywiście, że nie. Pytając na ulicy Polaków, dowiemy się, że to absurd – przecież najbliższe kraje arabskie leżą o tysiące kilometrów od nas. Analizując informacje dostarczane przez media, dojdziemy do wniosku, że sprawy te niemal nikogo w Polsce nie interesują. Śledząc wypowiedzi polityków, usłyszymy to samo.

A w rzeczywistości jest dokładnie odwrotnie. Po pierwsze, dlatego że prawdziwe granice i interesy Polski są wszędzie tam, gdzie docierają masowo polscy obywatele. Do Egiptu i Tunezji corocznie wyjeżdża na wakacje prawie pół miliona Polaków (kilka razy więcej niż do Rosji i na Ukrainę), więc to, co się tam dzieje, ma bezpośrednie znaczenie dla naszego poczucia bezpieczeństwa narodowego, o czym boleśnie przypomnieliśmy sobie w środę, kiedy padły strzały w Tunisie.

Po drugie, dlatego że nasze granice są wszędzie tam, gdzie sięgają granice Unii Europejskiej. Choćby dlatego, że sytuacja w innych krajach unijnych, ich nadzieje i obawy mają bezpośredni wpływ na ich zachowanie. Od wielu miesięcy w wypowiedziach polskich polityków przewija się stale ton poirytowania – dlaczego inne kraje Unii, takie jak Francja czy Włochy, zamiast angażować się w konflikt ukraiński, dla nas najważniejszy, przejmują się bardziej ekspansją Państwa Islamskiego i sytuacją w Afryce Północnej? A tymczasem odpowiedź jest prosta. Dlatego że one czują fizyczne zagrożenie właśnie tam, podczas gdy Krym jest dla nich odległy – tak odległy jak dla większości Polaków Irak i Syria. A właściwie jest jeszcze gorzej, bo prawdziwe granice radykalnego Państwa Islamskiego przebiegają w odległości kilku kilometrów od śródmieścia Paryża, Madrytu czy Londynu, dokładnie tam, gdzie zaczynają się osiedla zamieszkane przez islamskich imigrantów. Jeśli my nie rozumiemy i nie podzielamy obaw naszych partnerów z Unii, nie dziwmy się, dlaczego oni nie rozumieją obaw naszych.

I wreszcie po trzecie, dlatego że jesteśmy częścią Zachodu. Liczymy na to, zwłaszcza gdy agresywnie zaczynają się wobec nas zachowywać wschodni sąsiedzi. Ale z punktu widzenia islamskich radykałów jesteśmy z USA w jednym, diabelskim sojuszu, z którym trzeba bezlitośnie walczyć. Więc się nie dziwmy, dlaczego już obecnie dochodzi do zamachów, w których giną Polacy, a w przyszłości będzie ich pewnie znacznie więcej.

Jeśli chcemy, aby sprawa Ukrainy stała się sprawą całej Unii, my również musimy zrozumieć, że sprawą całej Unii – a więc i naszą – są problemy krajów arabskich. Problemy te są niezwykle trudne do rozwiązania, ale bez wątpienia rozsądna polityka wspierania rozwoju tych krajów i walki z ubóstwem pomogłaby rozładować choć część napięć. Więc i my powinniśmy popierać wspólną unijną politykę względem krajów południa Morza Śródziemnego, bo są one i naszymi sąsiadami.

Reklama
Reklama

Witold Orłowski doradca ekonomiczny PwC, Politechnika Warszawska

Opinie Ekonomiczne
Kolejnej szansy nie będzie. Jak Polska przespała prezydencję w Unii
Opinie Ekonomiczne
Piotr Skwirowski: Karuzela z prezesami zwolniła. Na chwilę?
Opinie Ekonomiczne
Dlaczego rosnące wydatki państwa nie są powodem do dumy?
Opinie Ekonomiczne
Grzegorz W. Kołodko: Błądzący świat
Opinie Ekonomiczne
Tatała: Podatki zamiast polityki zdrowotnej
Reklama
Reklama