Brzmi nieźle, tyle tylko, że po pierwsze szacunek kwoty jest nadzwyczaj śmiały, a po drugie – trudno propozycje banków nazwać pomocą.

Na owe 800 mln zł ma się złożyć m.in. 125 mln zł na Fundusz Wsparcia Restrukturyzacji Kredytów Hipotecznych, z którego osoby zadłużone na mieszkanie (nie tylko we frankach) będą mogły dostawać przez rok pieniądze na spłatę raty. Skorzystać z niego mogłyby tylko osoby, które znalazły się w wyjątkowych okolicznościach życiowych, a pomoc ma być zwrotna, chociaż w niektórych przypadkach może zostać umorzona. Mówiąc najprościej - banki pożyczą swoim klientom pieniądze po to, żeby oddali im je oni w formie raty, na którą w przeciwnym wypadku nie mieliby środków.

Pozostała część wymienionej kwoty to już śmiałe szacunki, bo z pomysłu stworzenia wspólnego funduszu stabilizacyjnego nic nie wyszło. Uzgodniono więc, że każdy bank sam przeznaczy pewną kwotę na dopłaty do rat klientów, o które mogliby oni wystąpić, jeśli kurs franka wzrośnie powyżej 5 zł. Owszem, istnieje takie prawdopodobieństwo w tym roku, ale dlaczego od razu obwieszczać że banki w tym roku wyłożą z tego tytułu jakieś pieniądze?

Tym bardziej, że warunki tego wsparcia są mało zachęcające. Z takiej pomocy nie będą mogli skorzystać wszyscy (określono kryteria socjalne), dopłata będzie ograniczona do pewnej kwoty (tej jeszcze nie ustalono, mówi się o 33 gr do każdego franka spłacanej raty), a warunkiem będzie zobowiązanie się do przewalutowania kredytu na złote, jeśli kurs franka spadnie poniżej pewnego poziomu (mówi się o 3 zł za franka). Warto zwrócić uwagę, że ten ostatni wymóg oznacza tak naprawdę swego rodzaju opcję walutową chroniącą banki przed zmniejszeniem wpływów ze spłaty kredytów i jednocześnie pozbawiającą klientów korzyści w sytuacji, gdyby nagle doszło np. do spadku notowań franka poniżej kursu z dnia zaciągnięcia zobowiązania.

Można się obawiać, że nie takie były oczekiwania szefa nadzoru bankowego, który przedstawił swoją, znacznie korzystniejszą dla zadłużonych we frankach propozycję. O oczekiwaniach frankowiczów nawet nie wspominając. Przy takim podejściu władz banków trudno się dziwić, że inwestorzy wyprzedają ich akcje obawiając się, że Andrzej Duda może zrealizować swój pomysł przewalutowania zobowiązań frankowych po kursie z dnia zaciągnięcia kredytu.