Rz: W strefie euro widać oznaki ożywienia gospodarczego, w USA – pomimo słabego początku roku – jest ono już faktem. Czy możemy już stwierdzić, że ostrzeżenia formułowane m.in. przez Lawrence'a Summersa, jakoby Zachodowi groził długi okres powolnego wzrostu – tzw. sekularna stagnacja – okazały się bezpodstawne?
Erik Nielsen: Mnie koncepcja sekularnej stagnacji od początku nie przekonywała. Nie twierdzę, że świat nie ma poważnych, długoterminowych problemów. Na Zachodzie jednym z nich jest definitywnie demografia. Ale koncepcja ta zasadniczo sprowadza się do tego, że z jakichś powodów tzw. naturalna stopa procentowa (zapewniająca w średnim terminie pełne zatrudnienie i stabilność cenową – red.) w wielu gospodarkach przez dłuższy czas będzie zerowa lub nawet ujemna. Nie potrafię sobie wyobrazić, w jakich okolicznościach tak mogłoby się stać. Bo to by przecież oznaczało, że Zachód jest już tak zamożny, że ludzie są skłonni płacić za możliwość odłożenia w czasie konsumpcji!