Sprowadzane z Niemiec dezodoranty i proszki do prania, naczynia z duraleksu, ubrania, buty sprzedawane wprost z łóżek polowych, stolików turystycznych czy bagażników maluchów – atmosferę boomu wolnorynkowego świetnie oddaje zdjęcie z warszawskiego Placu Defilad z 1990 roku, które „Rzeczpospolita" zamieściła w ostatnim sobotnim wydaniu „Plusa Minusa". Dziś trudno uwierzyć, że - zaledwie ćwierć wieku temu - tak właśnie wyglądały centra naszych miast i miasteczek. Zmiany, które w tym czasie przeszła nasza gospodarka, a co za tym idzie mentalność ludzi i otoczenie, są olbrzymie.
Milowy krok, który Polska zrobiła w ostatnich latach, widać na Światowej Wystawie Expo, która w tym roku odbywa się w Mediolanie. Wystarczy porównać oryginalną konstrukcję polskiego pawilonu ze skrzynek na jabłka z pawilonem rumuńskim, czyli wiejską chatą krytą strzechą. W naszym przypadku czasy, gdy żywność kojarzyła się organizatorom wystaw i targów głównie z folklorem, garnkiem na płocie i słomianym dachem, odchodzą do przeszłości. Zrozumieliśmy, że wyroby spożywcze – trzeci produkt eksportowy Polski – można pokazać bardziej nowocześnie.
Gorzej idzie nam z wizją promocji. Na Expo postawiliśmy na jabłka. Niestety, nie dlatego, że jest to element trwającej od lat kampanii promującej Polskę jako jabłkowe zagłębie. To pójście na skróty. Jabłko, po szumie medialnym, wywołanym po wprowadzeniu w ubiegłym roku embarga rosyjskiego na m.in. unijne owoce, kojarzy się powszechnie z polskim rolnictwem.
Obawiam się jednak, że kryzys rosyjski się skończy i jabłka odejdą w zapomnienie, a w centrum uwagi znajdzie się inny produkt. O powierzchowności strategii promocyjnej z wykorzystaniem jabłek, świadczy ich prezentacja na Expo. Idę o zakład, że niewielu gości wychodzących z naszego pawilonu, jest w stanie odpowiedzieć na pytanie, o co właściwie Polakom chodzi z tymi jabłkami. Marka, by osiągnąć sukces, potrzebuje ciekawej historii. A przed wszystkim poczucia dumy jej właściciela. W polskim pawilonie, zamiast filmu o pięknie naszej natury, w tym sadów (ogród mamy wprawdzie na dachu pawilonu), można zobaczyć animowane dzieje Polski, których autorem Tomasz Bagiński. Film świetny, ale czy pokazywanie krwawych bitew ma poprawić nasz wizerunek i zachęcić do sięgania po naszą żywność? Nie sądzę.