Właśnie okazało się, że senegalskie inwestycje kontrolowanej przez skarb państwa firmy nie przyniosły spodziewanych efektów i są warte mniej niż wcześniej informowano. Tak przynajmniej utrzymuje nowy zarząd nawozowego potentata, który dopatrzył się „istotnego błędu" w bilansie firmy. Mianowicie nie poinformowano o wyczerpaniu się jednego ze złóż i zbyt optymistycznie założono rozpoczęcie wydobycia w drugim. W efekcie po weryfikacji wyniku finansowego za ubiegły rok grupa zamiast wysokiego zysku ma stratę. Albo chodzi o dokuczenie poprzedniemu zarządowi i tradycyjne obarczenie go gorszymi wynikami, by wkrótce móc samemu pokazać lepsze albo rzeczywiście w Afryce nie wszystko poszło tak jak trzeba.
Nie byłaby to niespodzianka zważywszy na wpadkę KGHM w Chile, w wyniku której musiał dokonać potężnych odpisów. KGHM zainwestował w kopalnię Sierra Gorda o 1,3 mld dol. więcej niż planowane 2,9 mld, co stało się ciężarem dla spółki w dobie bessy na rynku surowców. W trakcie budowy kopalni rząd chilijski niespodziewanie zaostrzył wymogi dotyczące dodatkowych zabezpieczeń budowli, dwukrotnie wzrosły też zarobki lokalnych pracowników. Pojawiły się trudności związane z różnicami kulturowymi.
Nasze narodowe czempiony w wielkim zapałem zaczęły wychodzić za granicę. Inwestowanie na zagranicznych rynkach, nawet mniej egzotycznych od Afryki, czy Ameryki Południowej, okazuje się jednak znacznie trudniejsze niż przypuszczały. Tak było z Petrolinvestem Ryszarda Krauzego, który szukał ropy w Kazachstanie i słał stamtąd optymistyczne komunikaty, ale ropa jak nie tryskała tak nie tryska. Problem nie dotyczy zresztą tylko firm surowcowych. Bydgoska Pesa chciała podbić Niemcy swoimi pociągami, negocjowała miliardowe kontakty, gdy okazało się, że brakuje jej drobiazgu – lokalnych certyfikatów. A ich wyrobienie zabiera mnóstwo czasu. Kosztowało to firmę utratę intratnego kontraktu z niemiecką grupą Netinera, która za 30 mln euro zamówiła 12 spalinowych pociągów Link.
Co ciekawe, problemy z chybionymi lub choćby zbyt kosztownymi inwestycjami za granicą mają głównie firmy z udziałem skarbu państwa lub mocno rozproszona strukturą właścicielską. Wtedy władze spółek nie ryzykują swoich pieniędzy, tylko rzeszy licznych akcjonariuszy albo ryzykują pieniądze państwowe, czyli niczyje.