Większość analityków oczekiwała niewielkiego wzrostu. Mowa tu nie o prognozach sprzed „dobrej zmiany" – te wskazywały na wzrost inwestycji o prawie 7 proc., ale o szacunkach na dzień przed publikacją informacji GUS. Poprzednim razem w tej skali inwestycje zmniejszyły się w IV kwartale 2012 roku. Ale wtedy Polska stawiała czoło skutkom kryzysu fiskalnego w strefie euro. Teraz koniunktura u naszych głównych partnerów handlowych jest najlepsza od pięciu lat.
Spadek inwestycji w II kwartale odjął od wzrostu PKB blisko 1 pkt proc. Gdyby „dobra zmiana" w inwestycjach oznaczała chociaż stagnację, a nie spadek, to PKB w II kwartale zwiększyłby się nie o 3,1 proc., ale o 4 proc. Gdyby inwestycje rosły w takim samym tempie jak od wybuchu globalnego kryzysu finansowego we wrześniu 2008 roku do nastania „dobrej zmiany", to PKB wzrósłby o 4,5 proc. Gdyby inwestycje zwiększyły się tak jak w II kwartale 2011 roku, czyli w poprzednim okresie, w którym sytuacja na rynku pracy była dobra (choć nie aż tak dobra jak obecnie), to PKB urósłby o 5,4 proc. Nie byłoby zaskoczenia, że jesteśmy niemal u szczytu koniunktury, a wzrost ledwie przekracza 3 proc.