Sławomir Horbaczewski: Błędy przy frankach

Drugi projekt ustawy frankowej to przeciwieństwo pierwszego. Mniej zorientowani wyborcy mogą to odbierać jako ustępowanie lobby bankowemu.

Aktualizacja: 20.10.2016 07:12 Publikacja: 19.10.2016 19:16

Sławomir Horbaczewski: Błędy przy frankach

Foto: materiały prasowe

Kwestia rozwiązania problemu kredytów walutowych była jednym z ważnych elementów kampanii wyborczej obecnego prezydenta RP. Nie mogła więc zostać po wygranych wyborach zapomniana lub zepchnięta na dalekie miejsce na liście priorytetów politycznych. Zaniechanie działań oznaczałoby nie tylko utratę zaufania części wyborców i podważenie autorytetu prezydenta w oczach społeczeństwa. Wobec tych uwarunkowań politycznych podjęto słuszną decyzję, by zmierzyć się z problemem i uwzględniając możliwości finansowe sektora bankowego, wypracować rozwiązanie, które będzie choćby częściowym spełnieniem obietnic wyborczych.

Atak finansistów

Czy przedstawiony ostatecznie drugi projekt ustawy w wystarczającym stopniu rozwiązuje sprawę? Pierwszy przewidywał daleko idące rozwiązania i wydaje się, że przygotowujący go nie w pełni przeanalizowali wpływ na sektor bankowy i w konsekwencji na całą gospodarkę. Projekt spotkał się z umiarkowanie dobrym przyjęciem tzw. frankowiczów, ale bardzo szybko – i co ważne, skutecznie – został zaatakowany przez Związek Banków Polskich, urząd Komisji Nadzoru Finansowego i cały rynek finansowy.

Sytuację tę należy ocenić jako polityczny błąd taktyczny. Nie przeprowadzono analiz i wystąpiono z projektem, z którego prezydent musiał się pod wpływem argumentów finansowych wycofać. To nigdy dobrze nie wygląda od strony politycznej, zwłaszcza że następny projekt to przeciwieństwo pierwszego. Mniej zorientowani wyborcy mogą to odczuwać jako ustępowanie lobby bankowemu.

Pokłosiem porażki pierwszego projektu było powołanie przy Kancelarii Prezydenta zespołu ekspertów, któremu postawiono za cel opracowanie projektu ustawy odpowiadającej oczekiwaniom kredytobiorców walutowych, a jednocześnie bezpiecznego dla systemu finansowego kraju. To dobra decyzja, ale można było ją podjąć przed opublikowaniem jakiegokolwiek projektu ustawy. Oznaczała, że prezydent poważnie podchodzi do sprawy, pochylając się nad problemem grupy społecznej, a jednocześnie dba o bezpieczeństwo ekonomiczne kraju i wszystkich jego obywateli.

Ponadto utworzenie takiego zespołu zdejmuje w ujęciu medialnym część odpowiedzialności z prezydenta. Niezbyt trafne pomysły docierające do publiczności są utożsamiane raczej z pracą zespołu niż Kancelarią Prezydenta czy głową państwa.

W podejściu do pracy zespołu można przecież się dopatrywać kilku błędów. Przede wszystkim przecieki medialne o jego pracy sugerowały, że nowy projekt ustawy, choć zmieniony, będzie jednak kompleksowym rozwiązaniem problemu kredytów walutowych. Do końca nic nie wskazywało na radykalne złagodzenie podejścia, jakie ujawniło się w opublikowanym w sierpniu projekcie. Jako usprawiedliwienie można przyjąć niespodziewany wynik referendum w Wielkiej Brytanii (Brexit to niepewność i zagrożenie dla europejskiej gospodarki – red.).

Niemniej brak spójności między komunikatami słanymi przez zespół w czasie prac a finalnym projektem osłabia pozycję medialną prezydenta i sprawia wrażenie, że niejako ustąpił lobby bankowemu bez poważnej dyskusji.

Jednocześnie trzeba mieć świadomość, że uchwalanie ustawy to proces negocjacji i ścierania się interesów. Tu nie ma miejsca na słabość: jeśli występuje ona po jednej stronie, to druga bezwzględnie ją wykorzysta.

Dobrym przykładem jest to, że po początkowym pozytywnym przyjęciu projektu nr 2 przez rynek finansowy po pewnym czasie apetyt tej grupy wzrósł. Obecnie obserwujemy akcję zmierzającą do dalszego rozmiękczania ustawy, która rzekomo powoduje wyższe koszty, niż pierwotnie zakładano. A gra idzie przecież już tylko o zwrot spreadów, który jeszcze kilka miesięcy temu był akceptowanym, jeśli nie wymarzonym przez banki scenariuszem.

Termin publikacji drugiego projektu należy ocenić jako politycznie właściwy. Chociaż ustawa nie spełniła większości postulatów tzw. frankowiczów, to ze względu na okres wakacyjny ich protesty miały znacznie mniejszy zasięg. Gdy świat polityki i gospodarki wrócił we wrześniu do normalnego trybu pracy, temat już przebrzmiał.

Podwójny cios

Utwardzenie stanowiska przeciwników ustawy znacząco ułatwiła sytuacja po opublikowaniu drugiego projektu. Politycznym i wizerunkowym błędem był niespodziewany komunikat NBP, że generować będzie ona dwa razy wyższe koszty, niż pierwotnie uważano, i – w dorozumieniu – zagrozi pozycji sektora bankowego.

Co ważne, komunikat został upubliczniony już po zajęciu 2 sierpnia stanowiska przez nowego prezesa NBP. Oznacza to, że ów komunikat uderzył podwójnie: w ogłoszony wtedy prezydencki projekt i pośrednio w nowego prezesa NBP, który go wyraźnie poparł.

Autor był dyrektorem Centrum Operacji Kapitałowych Banku Handlowego i wiceprezesem Marvipolu

Kwestia rozwiązania problemu kredytów walutowych była jednym z ważnych elementów kampanii wyborczej obecnego prezydenta RP. Nie mogła więc zostać po wygranych wyborach zapomniana lub zepchnięta na dalekie miejsce na liście priorytetów politycznych. Zaniechanie działań oznaczałoby nie tylko utratę zaufania części wyborców i podważenie autorytetu prezydenta w oczach społeczeństwa. Wobec tych uwarunkowań politycznych podjęto słuszną decyzję, by zmierzyć się z problemem i uwzględniając możliwości finansowe sektora bankowego, wypracować rozwiązanie, które będzie choćby częściowym spełnieniem obietnic wyborczych.

Pozostało 86% artykułu
Opinie Ekonomiczne
Witold M. Orłowski: Gospodarka wciąż w strefie cienia
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Opinie Ekonomiczne
Piotr Skwirowski: Nie czarne, ale już ciemne chmury nad kredytobiorcami
Ekonomia
Marek Ratajczak: Czy trzeba umoralnić człowieka ekonomicznego
Opinie Ekonomiczne
Krzysztof Adam Kowalczyk: Klęska władz monetarnych
Materiał Promocyjny
Do 300 zł na święta dla rodziców i dzieci od Banku Pekao
Opinie Ekonomiczne
Andrzej Sławiński: Przepis na stagnację