Kwestia rozwiązania problemu kredytów walutowych była jednym z ważnych elementów kampanii wyborczej obecnego prezydenta RP. Nie mogła więc zostać po wygranych wyborach zapomniana lub zepchnięta na dalekie miejsce na liście priorytetów politycznych. Zaniechanie działań oznaczałoby nie tylko utratę zaufania części wyborców i podważenie autorytetu prezydenta w oczach społeczeństwa. Wobec tych uwarunkowań politycznych podjęto słuszną decyzję, by zmierzyć się z problemem i uwzględniając możliwości finansowe sektora bankowego, wypracować rozwiązanie, które będzie choćby częściowym spełnieniem obietnic wyborczych.
Atak finansistów
Czy przedstawiony ostatecznie drugi projekt ustawy w wystarczającym stopniu rozwiązuje sprawę? Pierwszy przewidywał daleko idące rozwiązania i wydaje się, że przygotowujący go nie w pełni przeanalizowali wpływ na sektor bankowy i w konsekwencji na całą gospodarkę. Projekt spotkał się z umiarkowanie dobrym przyjęciem tzw. frankowiczów, ale bardzo szybko – i co ważne, skutecznie – został zaatakowany przez Związek Banków Polskich, urząd Komisji Nadzoru Finansowego i cały rynek finansowy.
Sytuację tę należy ocenić jako polityczny błąd taktyczny. Nie przeprowadzono analiz i wystąpiono z projektem, z którego prezydent musiał się pod wpływem argumentów finansowych wycofać. To nigdy dobrze nie wygląda od strony politycznej, zwłaszcza że następny projekt to przeciwieństwo pierwszego. Mniej zorientowani wyborcy mogą to odczuwać jako ustępowanie lobby bankowemu.
Pokłosiem porażki pierwszego projektu było powołanie przy Kancelarii Prezydenta zespołu ekspertów, któremu postawiono za cel opracowanie projektu ustawy odpowiadającej oczekiwaniom kredytobiorców walutowych, a jednocześnie bezpiecznego dla systemu finansowego kraju. To dobra decyzja, ale można było ją podjąć przed opublikowaniem jakiegokolwiek projektu ustawy. Oznaczała, że prezydent poważnie podchodzi do sprawy, pochylając się nad problemem grupy społecznej, a jednocześnie dba o bezpieczeństwo ekonomiczne kraju i wszystkich jego obywateli.
Ponadto utworzenie takiego zespołu zdejmuje w ujęciu medialnym część odpowiedzialności z prezydenta. Niezbyt trafne pomysły docierające do publiczności są utożsamiane raczej z pracą zespołu niż Kancelarią Prezydenta czy głową państwa.