Logistycy są świadomi znaczenia informatyki dla sprawności operacji, wskazują jednak na rosnące ryzyko wynikające z komplikacji i uzależnienia od programów. Niezawodność rozwiązań informatycznych stała się jednym z kluczowych czynników bezpieczeństwa firmy.
Komplikacja jednak nie zniechęca do ambitnych projektów, bo korzyści są warte podjęcia ryzyka. Przykładem są polskie porty, działające w nich firmy logistyczne z resortami finansów i rozwoju rozpoczęły w grudniu prace nad zintegrowaną platformą komunikacyjną Port Community System (PCS). Ma ona usprawnić działania wszystkich podmiotów obrotu portowo-granicznego poprzez lepsze zarządzanie transportem: przeładunkami, obsługą morskich i lądowych środków transportu, a także procedurami dopuszczenia ładunków do obrotu.
Branża przyznaje, że na obecnym etapie rozwoju (przeładunki w polskich portach sięgają 2 mln kontenerów 20-stopowych) przy sprawnych systemach terminalowych można się obejść bez PCS. Z uwagi na dalszy rozwój logistyki morskiej wdrożenie PCS wydaje się jednak koniecznością, nie tylko w celu zwiększenia efektywności, ale także kontroli procesu.
Trzeba przeprowadzić skomunikowanie systemów informatycznych wszystkich interesariuszy i udostępnić cyfrowe dane, w tym z systemów śledzenia statków i lądowych środków transportu. Prace koordynuje poznański Instytut Logistyki i Magazynowania.
Choć od pojawienia się komputerów klasy PC wkrótce minie pół wieku, nadal są firmy (w tym logistyczne), które unikają informatyzacji. Tymczasem od niej nie da się uciec i operatorzy logistyczni, którzy najszybciej doszli do takiego wniosku i najwcześniej zainwestowali w specjalistyczne oprogramowanie, okazali się zwycięzcami. Przykładem może być znany z wymiennych nadwozi niemiecki Dachser, który już od lat 80. rozwijał własne programy. Na początku wieku inwestycje w IT przekroczyły wartość wymiennych nadwozi. Rosnąca krok po kroku firma stała się globalnym graczem z przychodami przekraczającymi 5 mld euro.