Zadzwoniła do mnie moja mama, która miesza w Kotlinie Kłodzkiej i od 25 lat wędruje turystycznie po Sudetach. Dziś też wróciła z wędrówki z okolic Lewina Kłodzkiego.
- Tną wszędzie i wszystko- drzewa małe, duże, stare, młode, zdrowe i chore. Zawsze wycinali zimą, bo wtedy w górach najłatwiej dojechać i wywieźć drewno. Teraz tną latem i jesienią. Drogi leśne są zniszczone. Dziś natknęłyśmy się na ciężarówkę, która ugrzęzła w błotach z ładunkiem drewna, a inna która próbowała dowieźć gruz, by zasypać dziury, też utknęła. Powiedz mi, o co tu chodzi? - zapytała moja matka, ale odpowiedzi się nie doczekała.
Bo co mam odpowiedzieć, kiedy na Warmii i Mazurach także tego lata i jesieni, tną bez opamiętania. A ja, podobnie jak moja matka po Sudetach, po mazurskich lasach jeżdżę rowerem i konno także wiele lat. I podobnie jak ona, nie pamiętam takich masowych wyrębów.
Placki wyciętych lasów zieją w nadleśnictwach Szczytno, Wielbark, Jedwabno. Zagubiłam się niedawno, próbując trafić nad jezioro Purdy od południa, bo nagle wyrosła przed nami gigantyczna, świeża poręba.
Takie wycinki zupełnie zmieniają nie tylko krajobraz, co dezorientuje nawet ludzi od lat znających okolicę; co ważniejsze mniej lasów, to mniej tlenu w powietrzu, a więcej dwutlenku węgla a więc gorsze powietrze. Możemy sobie ta ten luksus pozwolić?