Lekarze są załamani: - W ciągu ostatniego miesiąca na pobranie narządów nie zgodziły się rodziny pięciu zmarłych pacjentów. Można było pobrać od nich dziesięć nerek, trzy wątroby, uratować życie kilku osobom - opowiada dr Krzysztof Pabisiak, anestezjolog koordynujący przeszczepy w województwie zachodniopomorskim.
Zgody na przeszczep odmówiła też matka dziewczynki zmarłej w Centrum Zdrowia Dziecka. Dziecko po operacji miało obrzęk mózgu, doszło do nieodwracalnych zmian i śmierci. - Poinformowałam matkę, że narządy zmarłej córki nadają się do przeszczepu. Próbowałam przekonać ją, by zgodziła się na pobranie, ale odmówiła. Z jej słów wynikało, że nie ma do nas, lekarzy, zaufania i nie chce, byśmy dalej zajmowali się ciałem jej dziecka - mówi ordynator oddziału pooperacyjnego w CZD Małgorzata Manowska.
W tym przypadku sytuacja była tym bardziej dramatyczna, że wcześniej bardzo trudno było skompletować komisję, która miała stwierdzić śmierć mózgu u dziecka. Tylko wtedy można odłączyć pacjenta od urządzeń podtrzymujących funkcje życiowe. - U nas śmierć mózgu stwierdzają trzej specjaliści: anestezjolog, neurochirurg i anatomopatolog. Niespodziewanie ci ostatni specjaliści odmówili udziału w całej procedurze - opowiada dr Manowska. Trzeba było interwencji dyrektora instytutu, by skompletować komisję.
- Takie historie powtarzają się w całym kraju - przyznaje prof. Wojciech Rowiński, krajowy konsultant ds. transplantologii. - Jeśli lekarze nie będą chcieli stwierdzać śmierci mózgu u pacjenta, nie będzie dawców, to polska transplantologia legnie w gruzach.
Wczoraj lekarze transplantolodzy napisali list (dziś go opublikują) do ministra zdrowia, premiera, parlamentarzystów. Apelują o pomoc, bo "polska transplantologia znalazła się w dramatycznej sytuacji". W całym kraju w ciągu dwóch miesięcy liczba przeszczepów nerek spadła z 76 do 45, wątroby z 22 do 11. Lekarze nie mają wątpliwości: to efekt spektakularnego zatrzymania kardiochirurga ze szpitala MSWiA w Warszawie Mirosława G. CBA oskarżyło go o branie łapówek i zabójstwo pacjenta, któremu przeszczepił serce. - Ciągle słyszę retoryczne pytanie: a co? Mają mnie w kajdankach wyprowadzać? Ludzie, którzy byli niechętni wykonywaniu przeszczepów, zyskali w tej chwili argument, żeby ich nie robić - komentuje doktor Pabisiak.