Zbytni formalizm wypisywania recept do niczego dobrego nie prowadzi. Przeciwnie, wszystkim zainteresowanym utrudnia życie – stwierdził Sąd Najwyższy (sygnatura akt: I CSK 216/11), uzasadniając korzystny dla apteki wyrok w procesie o refundację leków.
Aptekarze się cieszą z tego stanowiska SN, tym bardziej że w kilku wcześniejszych wyrokach orzekł on, że recepty refundowane muszą być bezbłędne. Takie rygorystyczne stanowisko prezentował też Narodowy Fundusz Zdrowia.
Kwestie te wynikły w sporze między firmą aptekarską Juventa z Legionowa o zapłatę 75 tys. zł od NFZ za wydanie pacjentom leków. W 2007 r. kontrola NFZ stwierdziła braki w wypełnieniu kilkudziesięciu recept. Można je podzielić na trzy grupy: Na kilkunastu receptach brakowało podpisu lekarza; dużą grupę stanowiły mniejsze uchybienia: niepełny adres pacjenta, brak pieczątki, identyfikatora oddziału NFZ. Trzecia grupa to kilkanaście przypadków wydania po dwa opakowania leku onkologicznego, choć zgodnie z tzw. charakterystyką produktu jedno wystarczało na 84 dni, a wydając drugie apteka przekraczała dawkę przewidzianą na trzymiesięczną kurację.
Sądy niższych instancji zajęły inne stanowiska: sąd okręgowy uwzględnił żądanie apteki, sąd apelacyjny oddalił je w całości.
Mec. Michał Sut z NFZ argumentował, że nie ma żadnych wyjątków: niepełna (niepoprawiona w przewidzianym trybie) recepta nie upoważnia do wydania leku, a w konsekwencji do refundacji, a apteka musi za takie błędy ponieść konsekwencje.