Młody rezydent padał w sobotę na ziemię na środku warszawskiej Starówki, a jego koledzy obserwowali, czy ktoś mu pomoże. Nie zawiedli się. Mdlącemu ruszało na pomoc nawet kilka osób. Tyle że nie zawsze fachowo.
– Podchodziliśmy do nich i zanim zdążyli wezwać pogotowie, tłumaczyliśmy, kim jesteśmy i co mogli zrobić lepiej, np. jak ułożyć poszkodowanego w pozycji bocznej ustalonej – tłumaczy Joanna Matecka z zarządu Porozumienia Zawodów Medycznych, które flashmob „Ratuj się, bo kto pomoże" zorganizowało w sobotę w dwóch miejscach Polski – pod kolumną Zygmunta w Warszawie i na ul. Półwiejskiej w Poznaniu.
W akcji, która miała zwrócić uwagę mieszkańców na patową sytuację w służbie zdrowia, wzięło udział kilkudziesięciu młodych lekarzy, pielęgniarek, ratowników medycznych i dietetyków.
– Ucząc, jak prawidłowo udzielać pierwszej pomocy, i demonstrując ją na fantomach, przygotowywaliśmy społeczeństwo na wielki exodus lekarzy, który z pewnością nastąpi, jeśli nie poprawią się warunki płacy i warunki kadrowe w ochronie zdrowia – tłumaczy Joanna Matecka, dziś lekarz stażysta, planująca specjalizację z anestezjologii.
Flashmob to także sposób na przygotowanie Polaków do wielkiej demonstracji białego personelu, który w sobotę 24 września wyjdzie na ulice Warszawy, apelując o podwyżkę wynagrodzeń i zmianę warunków pracy. Chodzi m.in. o ustalenie minimalnej płacy w ochronie zdrowia na poziomie dwóch średnich krajowych dla lekarza rezydenta i trzech średnich dla specjalisty i rezygnację z zatrudniania lekarzy na kontraktach, które prowadzą do patologii (pracy przez kilka dni bez przerwy).