Oczywiście. Oni wiedzą, że przestrzeń wirtualna jest penetrowana. Nie piszą więc wprost tego, co chcą przekazać, a swoje wiadomości szyfrują. Używają do tego tak skomplikowanych kodów, że ich złamanie mogłoby zająć miesiące. Bardzo często są o krok przed służbami.
[b]Skutkiem ubocznym tego typu działań może być inwigilacja zwykłych obywateli?[/b]
Oczywiście służby dostają potężną broń. Mogą choćby wpuścić do komputera trojana, który będzie obserwował wszystko, co dany obywatel robi na komputerze (nie tylko w Internecie) i kopiować te informacje. Problem polega na skali. Na pewno nie będzie można robić tego w przypadku wszystkich obywateli. Chodzi bowiem o tak wielką ilość danych, że jest to niewykonalne. Nie ma mowy o permanentnej inwigilacji całego społeczeństwa, lecz tylko konkretnych osób.
[b]Skoro już mówimy o permanentnej inwigilacji – czy możliwe jest śledzenie ludzi za pomocą kamer umieszczonych w satelicie?[/b]
Teoretycznie tak, ale w praktyce coś takiego się nie sprawdza. Aparatura ta nie jest przecież w stanie widzieć przez chmury. Nie wiadomo również, co robi człowiek, który na przykład schroni się pod drzewem.
Łatwiej jest umieścić kamery na bezzałogowych samolotach latających na niskim pułapie. Wtedy działają one tak jak kamery przemysłowe. Te ostatnie mogą mieć tak doskonałą rozdzielczość, że nawet z dużej odległości rozpoznają rysy twarzy. Trwają prace nad technologią, która umożliwi ich automatyczne rozpoznawanie i porównywanie ze zdjęciami przestępców.