Rozbudowa domu, dodatkowy budynek gospodarczy czy wiata garażowa bez wymaganego pozwolenia mogą być bardzo kosztowne. Urzędnik, który wykryje takie pójście na skróty – świadomie czy przez niewiedzę – nie będzie miał wyboru: nakaże rozbiórkę albo każe słono płacić za legalizację samowoli.
Czytaj także: Samowola ma być łatwiejsza do legalizacji
Opłata legalizacyjna wyliczana jest według sztywnego algorytmu. Okazuje się, że procedura podatkowa daje szansę na jej obniżenie i urealnienie, o czym musi pamiętać fiskus. Potwierdza to czwartkowy, przełomowy wyrok Naczelnego Sądu Administracyjnego.
Powrót z obczyzny
Sprawa dotyczyła Polaka, który po 20 latach pobytu w Australii postanowił wrócić do ojczyzny. Zamieszkał w starym wiejskim domu, do którego dobudował m.in. łazienkę i wiatę garażową. Niestety, bez pozwolenia, za co nadzór budowlany wystawił słony rachunek. Za zalegalizowanie samowoli ustalił opłatę w wysokości aż 50 tys. zł.
Mężczyzna próbował kwestionować wysokość opłaty, ale bez skutku. Ostatecznie wystąpił o jej umorzenie. Taka możliwość istnieje od 28 czerwca 2015 r. Wcześniej staranie się o umorzenie, rozłożenie na raty czy odroczenie opłaty legalizacyjnej w trybie podatkowych tzw. ulg uznaniowych było wykluczone. Lukę potwierdziło orzecznictwo NSA. Ustawodawca naprawił błąd i wprowadził stosowanie do opłat legalizacyjnych odpowiednich przepisów ordynacji podatkowej. Uprawnienia fiskusa przysługują w tym przypadku wojewodzie.