Po pierwsze, bardzo niskie oprocentowanie pokazywane w reklamach jest zwykle do wzięcia dla niewielu, gdyż mogą je dostać osoby albo z dużym wkładem własnym, albo pożyczające znaczne kwoty, albo spełniające jakieś dodatkowe warunki dostępne dla nielicznych.
Po drugie, jeśli oprocentowanie czy prowizja są korzystne, to bank w inny sposób musi zarobić, na kliencie – np. na dodatkowych obowiązkowych wycenach czy ubezpieczeniach.
I po trzecie, niskie raty mogą być tylko przez okres trwania promocji, czyli np. przez kwartał lub maksymalnie rok, a potem będą rynkowe, czasem może wyższe od tych u konkurencji, bo po czasie promocji marża się zwiększy.
Najtrudniejszą decyzją, oprócz wyboru banku, jest wybór waluty kredytu. Dziś znowu króluje frank szwajcarski. Złoty został w tyle. Średnio za kredyt w szwajcarskiej walucie trzeba zapłacić 4,25 proc., a w rodzimej – 7,74 proc.
– policzył Expander na podstawie danych z banków na koniec sierpnia. Są jednak banki, które oferują dla franka oprocentowanie w wysokości ok. 3,8 proc., a dla złotego – ok. 7,2 proc. w skali roku.