Mowa tu przede wszystkim o euro i dolarze amerykańskim. Szczególnie ta pierwsza waluta w kontekście przystąpienia Polski do strefy euro wydaje się być teraz godna rozważenia.Obecnie, ustalona przez Europejski Bank Centralny w strefie euro stopa bazowa jest na relatywnie niskim poziomie i wynosi 3,25 proc. Jeżeli porównamy ją z poziomem 6 proc. ustalonym przez Radę Polityki Pieniężnej – daje nam to prawie trzy punkty procentowe różnicy, a to automatycznie musi się odbić na wysokości rat kredytowych.
Zakładając nawet, że kredyty zaciągane w euro obciążone są wyższą marżą od kredytów złotowych (2,6 w euro w stosunku do 1,75 w zł), to i tak różnica w oprocentowaniu będzie oscylowała wokół dwóch procent.Wspomniane różnice odzwierciedlają już oferty banków w Polsce, które coraz częściej proponują euro jako alternatywę dla zobowiązań zaciąganych we frankach szwajcarskich.
Kolejną zaletą kredytów zaciąganych w tej walucie jest fakt, że wprowadzone ostatnio obostrzenia co do wysokości posiadanego wkładu własnego, w części banków są bardziej restrykcyjne dla franka niż dla euro. Może się zatem okazać, że bank będzie wymagał np. LTV na poziomie 70 proc. dla franka, ale tylko 80 proc. dla euro.Zastanawiając się zatem nad zadłużeniem w walucie europejskiej, podstawowym pytaniem wydaje się być nie perspektywa różnic kursowych, lecz polityka banków centralnych odnośnie stóp procentowych.
Jak pokazują ostatnie wydarzenia, Europejski Bank Centralny jest chyba bardziej skłonny do luzowania polityki monetarnej niż NBP. Jeżeli więc założymy, że w drugiej połowie 2009 roku główna stopa w Polsce może zostać obniżona o 1 – 1,5 proc., to zapewne będzie to reakcja na podobny ruch ze strony Europejskiego Banku Centralnego.
[i]Michał Krajkowski, Aleksander Paszyński - eksperci z Domu Kredytowego Notus[/i]