Staram się o kredyt hipoteczny, zbieram więc dokumenty dla banku, aby uwiarygodnić i siebie, i dewelopera, który buduje mi mieszkanie. Zaświadczenia – moje i żony – o zarobkach, wypis z księgi wieczystej nieruchomości, zaświadczenia z innych banków, jak się wywiązuję z innych zobowiązań itd. A wszystko po to, aby dowiedzieć się po siedmiu tygodniach, że „decyzja jest odmowna, bo zaświadczenia są stare”. Problem jednak w tym, że gdy je dostarczałem, były do przyjęcia, tylko przeleżały u analityka w banku. I to jest poważne traktowanie klienta? – skarżył się niedawno czytelnik.
Nawet nie prosił o interwencję, bo - jak mówił - ma już pozytywną decyzję w innym banku, właśnie czeka na umowę kredytową, więc nie chce sobie zaszkodzić. Zależało mu jednak na podjęciu tematu i ostrzeżeniu innych niedoszłych kredytobiorców, aby nie wpisywali w umowach przedwstępnych, czy to z deweloperami, czy na rynku wtórnym – że dokonają wpłaty w ciągu miesiąca. Jeśli bowiem chcą kupić mieszkanie za kredyt, formalności w banku zajmą im w Warszawie przynajmniej sześć – osiem tygodni. I to pod warunkiem, że żaden z dokumentów się w tym czasie nie zestarzeje...
Opowiedziałam tę historię doradcy kredytowemu. Nie był zdziwiony. Zrobił tajemniczą minę i powiedział: – Bo trzeba wiedzieć, do jakiego oddziału danego banku składać wniosek. Na pewno nie tam, gdzie decyzje podejmuje centrala, bo tam są korki. Najlepiej pod Warszawą, do samodzielnie oceniającej wnioski placówki.