Klient zadłużył się na mieszkanie w banku, który dominuje na rynku kredytów hipotecznych. Przeszedł przez formalności w miarę szybko i zawarł akt notarialny przenoszący na niego własność mieszkania. Tego samego dnia, prosto od notariusza, kredytobiorca pobiegł do banku z aktem notarialnym, aby ten wydał mu wniosek o wpis hipoteki. Spieszył się bardzo, gdyż w umowie kredytowej jest punkt, który obliguje go do dostarczenia do banku potwierdzenia złożenia w sądzie wniosku o wpis hipoteki w ciągu siedmiu dni od podpisania aktu notarialnego. Nie może tego jednak zrobić, jeśli bank nie wyda mu wniosku.

Okazało się, że od ręki dokumentu uzyskać się nie da. Nie miał więc z czym iść do sądu. Skoro jednak w umowie było siedem dni, klient dzwonił do banku, czy już może iść do sądu, bo termin z umowy go goni! Okazało się jednak, że praktyka odbiega od zapisów: urzędnik wyjaśnił uciążliwemu klientowi, ciągle przypominającemu o wymogach umowy, że przygotowywanie dokumentów do hipoteki standardowo zajmuje... 14 dni. To po co inny zapis w umowie? – Niestety, nie mamy na to wpływu – skwitował bankowiec. Klient czeka więc nadal na wniosek do hipoteki, choć termin z umowy upłynął. Im dłużej czeka, tym dłużej płaci wyższą ratę (podwyższoną do czasu obciążenia hipoteki na rzecz banku).