Co prawda duzi inwestorzy, którzy nakręcali popyt do połowy 2007 r., na razie stracili zainteresowanie mieszkaniami, ale deweloperzy zapewniają, że kupnem lokali znów zaczęli się interesować indywidualni klienci. – Po fatalnej końcówce roku styczeń okazał się zaskakująco dobry – mówi Jarosław Szanajca, prezes Dom Development. – Udało nam się osiągnąć ok. 80 proc. wielkości sprzedaży ze stycznia 2007 r., który był dla nas bardzo dobry. Ludzie po długim czekaniu i obserwowaniu, co się dalej będzie działo na rynku, znów zaczęli kupować. Głównie popularne projekty, nie te o wyższym standardzie – dodaje.
Powrót klientów potwierdzają i inne spółki: – Styczeń był niezły – przyznaje Paweł Putkowski, dyrektor generalny Sando Immobiliaria Polska. – Sprzedaż co prawda była niższa o ok. 20 proc. niż rok wcześniej, ale widać coraz większy ruch i zainteresowanie kupujących.
Z kolei w J.W. Construction najgorszym miesiącem był październik 2007 r., kiedy to spółka sprzedała mniej niż 100 mieszkań. – Potem rynek się ożywił – mówi Jerzy Zdrzałka, prezes giełdowej spółki. – W grudniu było już ok. 360 umów. A w styczniu sprzedawaliśmy średnio pięć mieszkań dziennie. To poziom zbliżony do stycznia 2007, jeśli odliczymy transakcje pakietowe, czyli jednorazowe inwestycje na kilkanaście – kilkadziesiąt mieszkań. Mieliśmy takie w 2007 r. W tym roku podobnych umów już nie podpisywaliśmy – mówi.
Pośrednicy uważają, że pod koniec roku rynek zastygł w oczekiwaniu, co zrobią deweloperzy. I faktycznie, w przypadku przeszacowanych inwestycji, gorszych lokalizacji czy mieszkań na wyrost nazywanych apartamentami ceny spadły. Za nowe lokale płaci się teraz nawet o 7 – 10 proc. mniej niż na jesieni. – Ale na wyraźne spadki nie ma co liczyć – zapewnia Jacek Bielecki, dyrektor generalny Polskiego Związku Firm Deweloperskich. Inwestorów trzymają ceny gruntów wywindowane w 2007 r. przez spekulantów. Nawet jeśli one stanieją, to nie do poziomu sprzed roku. W największych miastach ziemia pod budowę mieszkań wciąż jest nawet o kilkaset procent droższa niż półtora roku temu.
– Taniej nie będzie także z powodu kosztów wykonawczych – dodaje Paweł Putkowski. Podaje przy tym przykład kosztorysu zrobionego w listopadzie 2006 r. przez jedną z giełdowych spółek budowlanych. Postawienie metra gotowego mieszkania kosztowało wtedy 3720 zł netto. W styczniu 2008 roku ta sama spółka za wybudowanie identycznych lokali liczy już po 4830 zł netto za mkw. A Jarosław Szanajca dodaje, że nawet gdyby wyjątkowo agresywnie zszedł z marży, mieszkania i tak nie byłyby tańsze. – Natychmiast kupiliby je spekulanci i ostateczny klient, odkupując je później od nich, i tak płaciłby więcej – uważa.