Za kilka miesięcy, po nowelizacji programu „Rodzina na swoim”, mają obowiązywać nowe limity cen mieszkań kwalifikujących się do dopłat z budżetu państwa. W Warszawie stawki regulowane ustawowo prawdopodobnie spadną z 9 tys. zł do 7 tys. zł za mkw. Czy po tak dużej obniżce klienci chcący skorzystać z dopłat będą mieli w czym wybierać na rynku pierwotnym w stolicy?
[srodtytul]Już bez apartamentów[/srodtytul]
Jarosław Jaczewski ze spółki PIB Ebejot, która buduje mieszkania w Ursusie, mówi, że w inwestycji jego firmy na Skoroszach zdecydowana większość mieszkań, bo ponad 90 proc., jest sprzedawana w cenie ok. 7 tys. zł za mkw. Po zmianach w programie „Rodzina na swoim” nadal będzie można więc liczyć na preferencyjne kredyty przy zakupie mieszkań PIB Ebejot.
– Na Skoroszach oferujemy lokale z segmentu popularnego, które w przeważającej mierze kupują ludzie młodzi, rozpoczynający samodzielne życie – mówi Jarosław Jaczewski. – Obniżenie limitu cen do 7 tys. zł za mkw. wydaje się bardzo rozsądnym posunięciem. W żaden sposób nie ograniczy możliwości nabycia lokalu przez młode rodziny, ale eliminuje zbędne wydatki państwa, ponoszone na dopłaty do kredytów przeznaczanych na zakup drogich apartamentów – podkreśla Jaczewski.
Opinię podziela Tomasz Panabażys, wiceprezes zarządu J.W. Construction Holding. Według niego obowiązujący dziś limit 9 tys. zł za mkw. lokalu w Warszawie w czasie spowolnienia gospodarczego wprawdzie pomógł rozruszać rynek nieruchomości, równocześnie jednak wypaczył ideę „Rodziny na swoim”. – W tej cenie można było kupić nawet apartament w centrum miasta. Przy ograniczonym budżecie przeznaczonym na program dopłat obniżenie limitu umożliwi dostęp do programu większej liczbie potrzebujących wsparcia klientów – ocenia Tomasz Panabażys. – Nie sądzę, by zmiany w RNS miały sparaliżować rynek. Z programu wyłączono mieszkania z rynku wtórnego, co powinno zwiększyć zainteresowanie ofertą nowych lokali kwalifikujących się do dopłat – podkreśla.