Sejm pracuje w ekspresowym tempie nad projektem ustawy o spółdzielniach mieszkaniowych (w ubiegłym tygodniu zakończyła prace podkomisja). Prowadzi on do likwidacji spółdzielni i zastąpienia ich wspólnotami mieszkaniowymi. Zmiany są więc rewolucyjne, wywołują ogromne emocje wśród naszych czytelników. Jednym się one podobają, innym nie. Istnieją także wątpliwości co do jakości tych regulacji.
Sprzeczne przepisy
Projekt przewiduje, że jeżeli w danej nieruchomości ustanowiono odrębną własność choćby jednego lokalu, to stosuje się ustawę o własności lokali (art. 37 ust. 3 tego projektu). Dotyczy ona wspólnot. Oznacza to, czy tego się chce czy nie, że będą powstawać w spółdzielniach wspólnoty mieszkaniowe. Sami też właściciele zadecydują, czy chcą, by wspólnotą zarządzała dalej spółdzielnia.
– Szkopuł w tym, że projekt jest wewnętrzne sprzeczny. Wynika z niego, że do powstałych wspólnot będzie się stosowało jednocześnie ustawy o własności lokali oraz o spółdzielniach mieszkaniowych. Tymczasem są to dwa odrębne reżimy prawne, których jednocześnie do tych samych lokali stosować się nie da – uważa Grzegorz Abramek, wiceprezes Krajowego Związku Rewizyjnego Spółdzielni Mieszkaniowych w Warszawie.
– Ustawodawca ponadto pozbawia zainteresowanych wyboru – tłumaczy. – Dziś decyzję o powstaniu wspólnoty podejmuje większość właścicieli lokali, według nowych norm zadecyduje pierwszy akt notarialny. Jednocześnie z gramatycznej wykładni art. 2 ust. 2 projektu wynika, że przynależność właścicieli do spółdzielni będzie obowiązkowa, co więcej, nie będą mogli wypowiedzieć członkostwa. W tej chwili zaś jest dobrowolna.
Odmiennego zdania jest prof. Krzysztof Pietrzykowski, ekspert podkomisji. – To jest oczywiste, że będzie się stosowało wobec właścicieli ustawę o własności lokali, a przepisy spółdzielcze tylko do spółdzielców z tych mieszkań, które będą nadal należeć do spółdzielni – wyjaśnia. Żaden też właściciel nie będzie musiał należeć do spółdzielni, to od niego będzie zależało, czy chce być jej członkiem.