O sytuacji na rynku mieszkań z dopłatami mówi Bartosz Turek, analityk Open Finance:
- Miliony złotych na dopłaty do kredytów zniknęły tak szybko, jak się pojawiły. Decydowała kolejność zgłoszeń, a więc pośpiech był wskazany. Niestety w wirze formalności łatwo było popełnić kosztowny błąd. Z nieoficjalnych informacji wynika, że już o godzinie 14 uruchomiona w sierpniu transza na dopłaty do kredytów, została niemal w pełni wykorzystana. To oznacza, że wnioski kredytowe złożyło przynajmniej 2,5 tys. osób.
Taka liczba aplikacji trafiła do banków w ciągu ok. sześciu godzin od uruchomienia nowych środków. Lawina zaczęła napływać wraz z otwarciem placówek, choć zdarzały się sytuacje, w których pracownicy banków zaczynali dzień wcześniej niż zwykle. O tym czy konkretna osoba dostanie pieniądze czy nie decyduje kolejność zgłoszeń. Jeśli więc wniosek o dopłatę został zarejestrowany za późno – w momencie, w którym limit był już wyczerpany, taka osoba trafia na listę rezerwową.
Pieniędzy dla takich klientów może wystarczyć tylko wtedy, gdy szczęśliwcy zarejestrowani wcześniej zrezygnują z zakupu albo nie dostaną kredytu. Będąc na liście rezerwowej, trzeba więc być świadomym, że z banku może przyjść informacja o tym, że pieniędzy zabrakło. W takim przypadku kwotę, która miała pochodzić z dopłaty, trzeba będzie uzupełnić. To zła informacja nie tylko dlatego, że oznacza konieczność poszukiwania brakujących tysięcy. Osoby, które nie otrzymają finansowania, a zapłaciły już za umowę notarialną i wpłaciły zadatek, mogą stracić niemałe pieniądze. W takim wypadku pozostają dwa rozwiązania.