– Pierwotnie domagaliśmy się, by do 26 maja, dnia wyborów do Parlamentu Europejskiego, nowe przepisy zostały już uchwalone. Ostatecznie uznaliśmy, że wystarczy, jak przed tym dniem zobaczymy gotowy projekt ustawy – mówi „Rzeczpospolitej" Iwona Hartwich, jedna z liderek ubiegłorocznego protestu osób niepełnosprawnych w Sejmie. Jej zdaniem przedstawiona w niedzielę przez polityków deklaracja nie brzmiała zbyt wiarygodnie.
– Nie podano daty, od kiedy to świadczenie będzie przysługiwać, a jego wypłata uzależniona jest od niedookreślonego źródła finansowania – mówi Hartwich.
Nie wiadomo jednak, czy środki, które w ten sposób wpłyną, będą wystarczające na świadczenia dla osób z niepełnosprawnościami. Dlatego osoby, które miałyby je otrzymać, obawiają się, czy w związku z pomysłem wprowadzenia go nie będą musiały ponownie stawić się przed komisją weryfikującą ich orzeczenia.
Niepełnosprawni i ich opiekunowie mają nadzieję, że premier Mateusz Morawiecki przedstawi im projekt 23 maja. Tego dnia będą manifestować na ulicach Warszawy – pod Kancelarią Prezydenta, następnie Kancelarią Premiera i pod Sejmem. Do budynku nie wejdą, bo po ubiegłorocznym proteście mają zakaz wstępu do 27 maja 2020 r. Niepełnosprawni liczą, że premier do nich wyjdzie, a nawet, że przeprosi ich za to, jak zostali potraktowani w 2018 r. w Sejmie.
Gdyby rzeczywiście przyznano niepełnosprawnym dorosłym po 500 zł, byłaby to realizacja głównego postulatu zgłaszanego podczas ubiegłorocznego protestu w Sejmie. Rok temu rząd tłumaczył, że nie ma pieniędzy. Szacowano wówczas, że nowe świadczenie kosztowałoby 1,6 mld zł. Przyznano wówczas „500 zł w formie rzeczowej".
Drugi ze zgłaszanych w ubiegłym roku postulatów – podwyższenie renty socjalnej z 865,03 zł do 1029,80 – udało się zrealizować.