Na liście tej nie ma Polski. Są za to nasi sąsiedzi Czesi. Poza tym kilka innych krajów europejskich, tj. Austria, Finlandia, Irlandia, Holandia oraz Szwajcaria. A z pozostałych kontynentów Kanada i Nowa Zelandia.

Wśród ich mieszkańców stale rośnie liczba osób, które deklarują brak przynależności religijnej. Efekt? Religii w ich ojczyznach grozi zanik. Wyniki badań na ten temat zostały zaprezentowane w amerykańskim Dallas podczas spotkania Amerykańskiego Towarzystwa Fizycznego. Powstały z pomocą matematycznych modeli, które umożliwiają przeanalizowanie związku między liczbą ludzi religijnych a społecznymi motywacjami stojącymi za ich postawami. Wcześniej modele te były wykorzystywane do oceny zjawiska wymierania języków.

– Idea ta jest stosunkowo prosta – tłumaczy Richard Wiener z Research Corporation for Science Advancement, który brał udział w tym projekcie. – Zakłada, że liczne grupy społeczne stają się bardziej atrakcyjne dla pozostałych członków społeczeństwa, dlatego ci chętnie do nich dołączają.

Dotyczy to też języków. Z punktu widzenia użyteczności i statusu bardziej opłaca się mieszkańcom Ameryki Południowej mówić po hiszpańsku niż w zanikającym języku keczua. Podobnie jest z religią. Przynależność do niej lub jej brak również niesie pewne korzyści bądź nie.

W wielu współczesnych demokracjach coraz większa liczba mieszkańców deklaruje, że nie są religijni (potwierdzają to dane gromadzone w ramach spisu ludności). Przykładowo – w Holandii 40 proc., a w Czechach aż 60 proc. społeczeństwa. Przyłączanie się do takiej grupy staje się dla jednostki bardziej atrakcyjne.