Laureaci podzielą się nagrodą w wysokości 8 mln koron, czyli nieco ponad 900 tys. euro. Jak głosi oficjalny komunikat Królewskiej Szwedzkiej Akademii Nauk, tegorocznego Nobla z fizyki przyznano za „teoretyczne odkrycie mechanizmu, który przyczynia się do lepszego rozumienia pochodzenia masy cząstek subatomowych. Istnienie tego mechanizmu zostało niedawno potwierdzone przez odkrycie nowej cząstki w eksperymentach ATLAS i CMS w Wielkim Zderzaczu Hadronów (LHC) w CERN".
Odkrycie tzw. „boskiej cząstki", czyli bozonu Higgsa stało się naukową sensacją w 2012 roku. To właśnie z myślą o poszukiwaniach tej cząstki wybudowano gigantyczny LHC pod Genewą - największą i najbardziej skomplikowaną maszynę stworzoną przez ludzi. Przy dwóch eksperymentach - ATLAS i CMS - pracowało prawie 6 tys. naukowców. Udało się - istnienie bozonu Higgsa udało się potwierdzić.
Ale myliłby się ten, kto sądzi, że Englert i Higgs otrzymali najbardziej prestiżowe naukowe wyróżnienie świata za coś, co stało się w ubiegłym roku. To oni - Englert wraz z nieżyjącym już Robertem Broutem - opracowali jeszcze w 1964 roku teoretyczne podstawy tłumaczące potrzebę istnienia „boskiej cząstki". Naukowcy z CERN dowiedli tylko, że prawie pół wieku wcześniej fizycy teoretyczni mieli rację.
Fracois Englert i Peter Higgs pracowali niezależnie od siebie. Spotkali się pierwszy raz dopiero 4 lipca 2012 roku, kiedy specjaliści CERN z dumą ogłaszali wyniki potwierdzające istnienie nieznanej wcześniej, lecz teoretycznie przewidzianej, cząstki.
Bozon Higgsa to uzupełnienie tzw. Modelu Standardowego opisującego w jaki sposób zbudowany jest otaczający nas świat. Cząstka ta jest jednak szczególna - według przyjmowanej dziś teorii to dzięki niej inne cząstki zyskują masę. Bez niej nie istnielibyśmy, ani nie istniałby świat jaki znamy. Jak podkreślają fizycy z Królewskiej Szwedzkiej Akademii Nauk to właśnie teoria Englerta i Higgsa opisuje cały ten proces - i ratuje Model Standardowy przed rozpadem.