Dwa lata temu wydarzeniem stała się książka „Uwodziciel”, której autorka odbrązowiła wizerunek Karola Szymanowskiego, udowadniając, że ten drugi po Chopinie kompozytor, jak o nim już za życia mawiano, miewał wady, a o pewnych faktach z jego życia przez lata milczano, bo psułyby wizerunek naszego narodowego twórcy.
„Uwodziciel” jest chętnie czytany, ale obruszył obrońców tradycji. I oto teraz ukazała się inna opowieść o kompozytorze, napisana przez prof. Teresę Chylińską, również wydana przez PWM: „Jak Karol Szymanowski pisał książkę o sobie”. Można ją traktować jako odpowiedź czy wręcz polemikę z „Uwodzicielem”.
Czytaj więcej
Opublikowana 3 października grafika Google Doodle poświęcona jest 141., rocznicy urodzin Karola S...
Męcząca robota
Teresa Chylińska ma o Karolu Szymanowskim wiedzę absolutną, opracowała przecież 15 (!) tomów jego korespondencji. I nie kryje podziwu dla jego geniuszu: „na szczęście natura wyposażyła Szymanowskiego w bezcenny gen odporności i na eklektyzm, i na naśladownictwo. Każde kolejne dzieło było dla niego tym, czym dla podróżnika wyrąbywanie drogi w lesie”.
Nikt dziś nie podważa faktu, że należy do najważniejszych i najoryginalniejszych kompozytorów w muzyce europejskiej XX wieku. Nie czyni tego też Danuta Gwizdalanka w „Uwodzicielu”, ale uważa, że Szymanowskiemu obca była systematyczność, a przyjemności życia odciągały go od pracy. Najbardziej ożywiał się w chwilach, gdy przychodziły mu do głowy muzyczne pomysły. Potem jednak zaczynał się z nimi męczyć, odkładał, a czasem w ogóle z nich rezygnował. Gdy czuł się już znudzony instrumentowaniem „Harnasiów”, zwierzył się Annie Iwaszkiewiczowej: „Jak ma się w głowie całość kompozycji, całą tę naprawdę twórczą stronę, to pozostaje już tylko szalenie żmudna, męcząca robota, do której siłą woli trzeba się przymuszać”.