Chopin dojrzałego pianisty

– Nagrania wymagają dużych emocji – mówi Rafał Blechacz, zwycięzca Konkursu Chopinowskiego z 2005 roku, który wrócił po latach do znanych utworów. Światowa premiera nowej płyty 3 marca.

Publikacja: 02.03.2023 03:00

Chopin dojrzałego pianisty

Foto: DGG/Mat. Pras.

Nowy album jest oznaką powrotu do pełnej aktywności po pandemicznych latach?

Gdyby nie było pandemii, pewnie i tak by się ukazała. Już dawno chciałem nagrać wszystkie trzy sonaty Chopina, łącznie z tą pierwszą, c-moll. Zacząłem nawet nad nią pracować, ale nie byłem w pełni przekonany do tego pomysłu. A jeśli nie jestem do czegoś w stu procentach przekonany, publiczność też to czuje.

Czytaj więcej

Konkurs Chopinowski. Rewolucje niemile widziane

Sonatę h-moll i Barkarolę grał pan na Konkursie Chopinowskim w 2005 roku. To powrót czy nowe odczytanie utworów? Jeśli interpretacja z latami się zmienia, czym więc są dla pana nagrania? Rodzajem dokumentacji?

Powiedziałbym, że to powrót po to, aby wypowiedzieć się w nich inaczej. Po konkursie Sonatę h-moll grałem stosunkowo często, niekoniecznie łącząc ją z Barkarolą. Zmiany w interpretacji następowały, choć nie zawsze zdawałem sobie z nich sprawę, ale słyszę je, gdy wracam do nagrań z konkursu lub z występów w Japonii w 2007 czy 2008 roku. Teraz moja interpretacja jest inna, ale czy lepsza czy gorsza, niech ocenia to publiczność, mnie wydaje się, że jest emocjonalnie bogatsza. A jeśli chcemy pokazać więcej emocji, prowokuje to do innej barwy, dynamiki, do głębszego przeżywania harmonii czy któregoś akordu. Wszystko to zaś związane jest z dojrzewaniem i artysty, i człowieka.

W pewnym sensie tak, choć z nagraniem wiąże się też większa odpowiedzialność. Po koncercie w pamięci słuchaczy zostają jedynie bardziej ogólne wrażenia. Do płyty można wrócić, sprawdzić wykonawcę. Powiedziałbym więc, że musi ona dać moją ostateczną wizję utworu, ale tak, jak postrzegam go w konkretnym czasie. Wymaga to przygotowań, więc do studia zawsze wchodzę po wielu koncertach, wręcz latach.

Chyba trudno jest wtedy wykrzesać z siebie świeżość.

Ważne jest coś innego, w studiu trzeba być bardziej „podkręconym” emocjonalnie. Aparatura nagraniowa spłaszcza dźwięk i słuchając efektu, odnosi się nieraz wrażenie, że tempo jest za wolne, nie ma aż takiej różnicy między forte a piano, wszystko jest uśrednione, choć wydawało mi się, że dałem z siebie naprawdę dużo. W studiu trzeba pewne rzeczy trochę „przerysować”, by osiągnąć efekt zbliżony do koncertowego.

CHOPIN CD, Deutsche Grammophon 2023

CHOPIN CD, Deutsche Grammophon 2023

Należy pan do tych, którzy nagrywają po kilkanaście wersji jednego utworu?

Drobne utwory można nagrywać kilkanaście razy, ale przy tak rozbudowanych pierwszych częściach obu sonat Chopina nie ma to większego sensu. Analizowanie potem, które z licznych podejść uznać za najlepsze, staje się męką. Im mniej mamy wersji, tym łatwiej podjąć decyzję, choć trzeba być bardzo dobrze przygotowanym. I nie wybierać nagrania, w którym emocje są zbyt spłaszczone.

A czy muzyka może dostarczyć przeżyć metafizycznych? Metafizyką w muzyce zajmował się pan w swojej pracy doktorskiej.

Bardzo mi to pomogło, zyskałem większą świadomość i otwartość na rzeczy, które przedtem wyczuwałem intuicyjnie.

Ten rodzaj doznań łatwiej chyba osiągnąć w atmosferze sali koncertowej, gdy przestaje się odczuwać, że gra jest pracą fizyczną, a pana i słuchaczy ogarnia całkowicie muzyka.

Tak bywa, ale tego nie da się zaplanować. Ogromnie ważną rolę pełni też cisza. Kiedyś w Hamburgu grałem Mazurki op. 17, w ostatnim z nich końcowy akord pianissimo zamienia się w ciszę. Ona przedłużyła się tak bardzo, że miałem wrażenie, iż należy do utworu. Czułem, że wykreowało się coś magicznego i głębokiego.

Taką sytuację znacznie trudniej osiągnąć w studiu?

Warto wyobrazić sobie wtedy wirtualną publiczność, dla której się będzie grało. Albo przypominać sobie wrażenia z minionych koncertów.

Ostatnie lata dużo zajmował się pana muzyką kameralną, była płyta i koncerty z koreańską skrzypaczką Bomsori Kim.

To nie jest rozdział skończony, oboje mamy własne plany, ale nie możemy się rozstać. Mieliśmy niedawno wspólny koncert w Seulu. Kameralistyka nie zniknie z mojego życia, będzie w nim, bo nas wzbogaca.

Śledził pan ostatni Konkurs Chopinowski? Nowe pokolenie gra lepiej niż pańskie?

Gdy trwał, byłem akurat w Japonii. Dopiero gdy wróciłem, posłuchałem nagrań, laureatów, ale nie tylko. Od strony technicznej ich gra robi wrażenie, ale jeśli zagłębić się bardziej w sferę emocjonalną, nie wiem, czy świetna technika pomaga im, czy bardziej przeszkadza. Może są za bardzo na niej skupieni? Wtedy umyka walor głębszej emocjonalności.

Wymaga dojrzałości?

Na konkursy przyjeżdżają ludzie bardzo młodzi, taka jest natura konkursów. Zadaniem jurorów jest przewidzieć, kto ma w sobie emocjonalny potencjał i w jakim kierunku może on podążyć. Intuicyjne słuchanie jest bardzo ważne przy ocenach pianistów. Sporo o tym myślałem, bo niedawno byłem jurorem na Konkursie im. Paderewskiego w Bydgoszczy. Muszę przyznać, że to ogromnie trudne zadanie.

Wchodzi pan już w wiek, gdy dzieli się pan doświadczeniami z uczniami i studentami.

Zauważyłem, że mnie samemu kontakt z nimi pomaga. Odmładza i wzbogaca. Oni potrafią pytać o różne aspekty utworu, które sprawiają im kłopot. Czasami uświadamiam sobie, że do niektórych z tych kwestii podchodziłem intuicyjnie i nie sprawiały mi problemu. Teraz jestem niejako zmuszony, by zastanowić się, jak tego typu zawiłości techniczno-interpretacyjne wytłumaczyć w sposób, który właściwie trafi do mentalności i osobowości pytającego studenta.

Poza Chopinem gra pan dużo klasyków: Mozarta, Beethovena. A kiedy przyjdzie pora na Schumanna lub Brahmsa?

Koncert Schumanna już wykonuję, do jego Sonaty g-moll, którą nagrałem na debiutanckiej płycie jeszcze przed konkursem 2005 roku, wróciłem kilka lat temu. Poczułem, że chcę pokazać jej inną interpretację, bardziej emocjonalnie dynamiczną, bo Schumann stosuje tam określenia w rodzaju „grać szybko, jak tylko to możliwe”. Wykonywałem I Koncert Brahmsa w Paryżu, myślę więc, że przyjdzie czas i na jego koncert drugi, zaglądam do niego i gram dla siebie. Jest więcej takich utworów, które czekają, nim wyjdą na światło dzienne.

Pan znany jest z tego, że długo pracuje nad każdym utworem.

Nie wiem, czy jest to wada czy zaleta, ale muszę nabrać wewnętrznej pewności na 120 procent, że nadszedł moment, iż mogę pokazać się publicznie w tym utworze. Czasem trwa to kilka lat, a nawet dłużej.

Nagrał pan już polonezy Chopina, oba koncerty, komplet preludiów, teraz wielkie sonaty. Zmierza pan do wydania dzieł wszystkich Fryderyka Chopina w wykonaniu Rafała Blechacza?

Nie wykluczam, ale nie wiem, czy nagram ballady, choć wykonywałem je na koncertach. Na razie o tym nie myślę, ale mogę zdradzić, że w planach mam nagranie kompletu 53 mazurków Chopina. Byłby to dwupłytowy album. To duże wyzwanie, ale czuję, że mogę je podjąć.

Nowy album jest oznaką powrotu do pełnej aktywności po pandemicznych latach?

Gdyby nie było pandemii, pewnie i tak by się ukazała. Już dawno chciałem nagrać wszystkie trzy sonaty Chopina, łącznie z tą pierwszą, c-moll. Zacząłem nawet nad nią pracować, ale nie byłem w pełni przekonany do tego pomysłu. A jeśli nie jestem do czegoś w stu procentach przekonany, publiczność też to czuje.

Pozostało 94% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Muzyka klasyczna
Opera o molestowaniu chłopca przebojem Nowego Jorku
Muzyka klasyczna
W Weronie zaśpiewają Polacy i Anna Netrebko, bo Włosi ją uwielbiają
Muzyka klasyczna
Wielkanocny Festiwal Beethovenowski potrzebuje Pendereckiego
Muzyka klasyczna
Krystian Lada w belgijskim teatrze La Monnaie. Polski artysta rozlicza Europę
Muzyka klasyczna
„Chopin i jego Europa”. Festiwal jeszcze ciekawszy niż zwykle