– To naruszenie wolności prasy i karygodna ingerencja w kontakty jej przedstawicieli z informatorami – odpowiadają media. Szefowie kilku dzienników wysłali list protestacyjny na ręce ministra sprawiedliwości. Sprawą ma się wkrótce zająć niemiecki parlament.

Rzecz dotyczy podpaleń samochodów policyjnych wiosną tego roku. Policja podejrzewała o to członków lewackiego ugrupowania Militanten Gruppe i przechwytywała listy jej członków kierowane do mediów. Podsłuchiwano też rozmowy dziennikarza gazety „Der Spiegel” z jednym z podejrzanych.

Takie praktyki służb specjalnych nie są w Niemczech czymś wyjątkowym. Wywiad zagraniczny (BND) przez wiele lat szpiegował niemieckich dziennikarzy, zbierał informacje o charakterze osobistym, podsłuchiwał rozmowy i co najmniej w jednym wypadku umieścił urządzenia podsłuchowe w mieszkaniu reportera tygodnika „Focus”. Działo się to w latach 90., lecz sprawa ujrzała światło dzienne dopiero w roku ubiegłym. Wywiad pragnął ustalić źródło dziennikarskich wiadomości, podejrzewając przeciek u siebie.

Podobnie postąpiło dwa lata temu Federalne Biuro Kryminalne (BKA) z dziennikarzami miesięcznika „Cicero”, oskarżając ich o udział w ujawnieniu tajemnicy państwowej. BKA dokonała nawet rewizji w redakcji „Cicero” i wywiozła stosy materiałów. Sprawa trafiła na wokandę Trybunału Konstytucyjnego, który uznał całą akcję za bezprawną, ponieważ jej celem było dotarcie do źródeł informacji dziennikarskich.