Chodzi o unijne dyrektywy o prawie autorskim i prawach pokrewnych na jednolitym rynku cyfrowym. W ich sprawie Komisja Europejska skierowała tzw. uzasadnioną opinię do Polski w związku z brakiem powiadomienia o wdrożeniu do prawa krajowego prawa z 2019 r.

– Dyrektywy zapewniają ochronę podmiotom praw autorskich z różnych sektorów oraz stymulują tworzenie i rozpowszechnianie treści o wyższej wartości. Zapewniają one także użytkownikom większy wybór treści poprzez zmniejszenie kosztów transakcji oraz ułatwienie dystrybucji programów radiowych i telewizyjnych w całej UE – czytamy w komunikacie.

Polska złożyła skargę na art. 17 dyrektywy w 2019 r. do unijnego Trybunału Sprawiedliwości, ale pod koniec kwietnia Wielka Izba odrzuciła skargę. Zdaniem polskiego rządu, zapisy dyrektywy stwarzają fundamentalne zagrożenie dla wolności wypowiedzi w internecie. Chodzi o mechanizm, który zobowiązuje serwisy internetowe do prewencyjnej kontroli wszystkich treści, jakie chcą zamieścić użytkownicy – nawet wówczas, gdy nie zostały zgłoszone żadne naruszenia praw autorskich. Według ministra kultury, w praktyce mechanizm ten wymusza stosowanie przez serwisy automatycznych algorytmów, które będą kontrolować treści internetowe.

Na wdrożenie dyrektywy czekają wydawcy. W krajach, które już prawo przyjęły, giganci internetowi jak Google czy Facebook podpisują umowy z wydawcami i dzielą się z nimi przychodami z reklam z tytułu udostępniania ich treści.

Komisja Europejska skierowała podobne opinie do 12 innych państw. Mają one teraz dwa miesiące na przyjęcie obu dyrektyw. W przeciwnym razie Komisja może podjąć decyzję o skierowaniu sprawy przeciwko nim do Trybunału Sprawiedliwości UE.