Pozostawili jednak po sobie trwałe ślady, odmieniając życie jednostek i wpływając — niekiedy trwale – na myślenie społeczne. Zdecydowana większość czytelników „Rz” widziałaby pewnie w podobnym zestawieniu książek, które miały zmienić Polskę (cezurę czasową postawiliśmy na początku XX stulecia, szeregując utwory według dat ich wydania) zupełnie inne tytuły. Wdzięczni będziemy za alternatywne rankingi, bo przy okazji uda się może wydobyć z zapomnienia pozycje, które choćby ze względu na ich niespotykaną temperaturę emocjonalną – a ta jest wspólna dla wszystkich przywoływanych tutaj dzieł – nie powinny przynależeć wyłącznie do literackiej, historycznej i kulturowej archiwistyki. Poza tym myślenie o Polsce poprzez książki, dostarcza wiedzy – także o nas samych.
– uznane za katechizm ruchu narodowego. Apel do uczuć patriotycznych narodu, który z wolna zapominał już o polskości, roztapiając się w zaborczym żywiole. Zatem przede wszystkim przypominał narodowi, kim jest; że to narodowym interesom winny być podporządkowane wszystkie interesy partykularne. Główną podstawą patriotyzmu – pisał – „jest niezależny od woli jednostek związek moralny z narodem, związek sprawiający, że jednostka zrośnięta przez pokolenia ze swym narodem w pewnej szerokiej sferze czynów nie ma wolnej woli, ale musi być posłuszna woli zbiorowej narodu, wszystkich jego pokoleń wyrażających się w oddzielnych instynktach”.
W tytule swej pracy kładł Dmowski nacisk na przymiotnik „nowoczesny”. Dlatego uświadamiał, że celem walki narodowej jest nie wyłącznie niepodległość, lecz także rozwój gospodarczy i kulturalny. Naród miał się wzbogacać poprzez organizację kooperatyw przesyconych duchem – jak je nazywał – „związków przyjaźni”. To one tworzyć miały nowe formy gospodarowania, nową etykę pracy, wreszcie nowe wartości moralne. W sferze życia publicznego obowiązywać miały jego zdaniem normy „egoizmu narodowego”, w życiu prywatnym Polaków – dziesięć przykazań.
Prowadzona przez wiele lat na zimno, z premedytacją oszczercza kampania sprowadzająca całą myśl Dmowskiego do antysemityzmu przyniosła, niestety, rezultaty. Dosłownie za kilka dni ukaże się po polsku nowa książka Jana Tomasza Grossa, autora sławnych „Sąsiadów”. W „Strachu”, bo tak brzmi jej tytuł, największą obelgą jest jakże finezyjne określenie „katoendek”. „Strach” też ma ambicję zmienić Polskę, czyniąc z nas naród kolaborantów i wspólników hitlerowców. Autor stwierdza bowiem, że „Polska była po wojnie jedynym krajem, w którym Żydzi byli zagrożeni fizycznie jako Żydzi”, w czasie okupacji „udział Polaków-katolików w prześladowaniu i mordowaniu Żydów był zjawiskiem rozpowszechnionym na terenie całego kraju”, a księża, „którzy nie głosili wówczas w Polsce – kiedy za oknami plebanii odbywała się krwawa rzeź – że do każdego Żyda stosują się słowa ecce homo, stawiali Kościół katolicki w roli kolaboranta przez zaniechanie”. To ostatnie zdanie jest kulawe stylistycznie, nie o styl Grossa, czy jego brak, tu chodzi. Rzecz w tym, byśmy jako naród będący spadkobiercą myśli Romana Dmowskiego w podobnym stopniu co myśli jego wiecznego antagonisty Józefa Piłsudskiego nie czuli strachu przed „Strachem”.
– bestseller tej Polski, która dopiero co „wybuchła”. Górski prezentował mesjanistyczny sposób myślenia o narodzie. Ale nie przeciwstawiał zacnych Polaków innym podłym nacjom, lecz kładł nacisk na specyfikę naszych dziejów, a z nich wyciągał taki wniosek, jakoby misją Polski było szerzenie ideałów republikańsko-szlacheckich.