Kolejna pozycja z PIW-owskiej serii „Plus minus nieskończoność” pod mało ciekawym tytułem „Paralele i paradoksy” jest zapisem spotkań amerykańskiego krytyka literackiego Edwarda W. Saida z jednym z największych dyrygentów i pianistów Danielem Barenboimem. Od artystycznych profesji ważniejsze są jednak ich życiorysy. Said urodził się w Jerozolimie, dorastał w Kairze, w zangielszczonej chrześcijańskiej rodzinie arabskiej, ale kształcił się w Stanach Zjednoczonych. Barenboim jest potomkiem rosyjskich Żydów, urodził się w Buenos Aires, potem z rodzicami wyjechał do nowo utworzonego Państwa Izrael. Od lat jest dyrektorem berlińskiej Staatsoper.
„Jestem przekonany – mówi Daniel Barenboim, zwracając się do swego rozmówcy - że kiedy czytasz Goethego, czujesz się, co może być zabawne, Niemcem. Tak jak ja, kiedy dyryguję utworem Beethovena czy Brucknera”. Wielokulturowość ułatwia im spojrzenie na sztukę, pozwala dostrzec w niej uniwersalne reguły, postawić zasadnicze pytania o granice twórczej wolności i o to, czym dziś jest wielowiekowa i wielowątkowa tradycja.
Daniel Barenboim w sposób fascynujący wprowadza w tajniki swych interpretacji. Ale to nie jest książka wyłącznie dla tych, którzy słuchają Beethovena czy Wagnera. Bo Said i Barenboim próbują też dociec, dlaczego we współczesnym świecie konflikty narodowe i polityczne są coraz głębsze. I czy sztuka może pomóc w ich przezwyciężeniu.
Obaj próbowali udowodnić, że to możliwe. Bo choć są obywatelami świata, nie potrafią i nie chcą zapomnieć o swych korzeniach. Dziesięć lat temu stworzyli West-Eastern Divan Orchestra, w której pracują młodzi muzycy arabscy i żydowscy. „Jedno z syryjskich dzieci powiedziało mi, że nigdy wcześniej nie spotkało Izraelczyka, że dla niego Izraelczyk jest uosobieniem zagrożenia jego kraju – opowiada Barenboim. – Ten sam chłopiec grał później przy jednym pulpicie z izraelskim wiolonczelistą. Starali się zrobić razem coś, co dla obu było ważne i co obaj uwielbiali. Gdy udało im się dobrze zagrać, już nie mogli patrzeć na siebie jak dotychczas, bo łączyło ich wspólne doświadczenie”.
„Nasz świat jest coraz bardziej zdominowany przez politykę – dodaje Barenboim. – Różnica między politykiem a artystą polega na tym, że artysta musi być wierny sobie, musi mieć odwagę być całkowicie bezkompromisowy. A polityk, by być wierny sobie, sztukę kompromisu musi mieć nawet w opuszkach palców. Bycie artystą w społeczeństwie zdominowanym przez politykę polega na tym, żeby iść pod prąd”.