Sielski spektakl z szaleństwem w tle

"Między aktami" – czy to dziś daje się czytać? Ostatnia książka Virginii Woolf ma polską premierę po 67 latach od wydania angielskiego; tyle samo lat od samobójczej śmierci autorki.

Publikacja: 05.09.2008 13:41

Sielski spektakl z szaleństwem w tle

Foto: Rzeczpospolita

Zaskakująca proza. Ciepła, liryczna, miejscami komiczna. Zlepek różnych konwencji, przy zachowaniu pozoru anachronicznej konstrukcji: klasyczna jedność miejsca, czasu, akcji. Z modernistycznymi wariacjami. Są monologi wewnętrzne i „pisanie strumieniem” (jak mówił Hrabal) świadomości. Woolf prekursorsko dorzuciła jeszcze inną materię – literacki chłam: cytaty z prasy, kiczowato-naiwne piosenki, pastisze głupawych salonowych komedii. Nadzienie, którym współcześni autorzy chętnie szpikują fabuły.

U Woolf taki przekładaniec smakuje doskonale. To niemal reporterski obraz, szkic angielskiego społeczeństwa. Pole do obserwacji daje amatorskie przedstawienie odegrane w plenerze, w pewnej ziemiańskiej posiadłości. Atrakcja! Zbiera się cała okolica: klasa wyższa, średnia, stara rodowa szlachta, nowobogaccy, lud. Tematem spektaklu są… oni sami. Historia Anglii w kilkugodzinnym skrócie. Tak na scenie, jak na widowni celebrowane są rytuały wypracowane od stuleci. Wszystko, czego Virginia nienawidziła.

Niespodziewanie „Między aktami” zniknęła jej pogarda połączona z rozdygotaniem. O wojennym kataklizmie – jedynie subtelne wzmianki, aluzje. W pewnym momencie czyjeś słowa przecinają przelatujące po niebie samoloty – lecz czyż nie można tego odebrać jako ataku nowoczesności, której ulega nawet brytyjska konserwa? Albo rzucona mimochodem uwaga, że jedyną korzyścią z wojny stał się dłuższy dzień. Żart łatwy do przeoczenia, zwłaszcza w lawinie „katastrof” co chwila zagrażających powadze przedstawienia.

Choćby naturalne odgłosy wsi. „A wtedy, nagle, gdy iluzja całkiem znikła, ciężar sytuacji wzięły na siebie krowy. Jedna z nich straciła niedawno cielę. I teraz, dokładnie w tym momencie, uniosła w górę wielką głowę o księżycowych oczach i zaryczała. Wtedy odwróciły się wszystkie wielkie głowy o księżycowych oczach. I krowa po krowie wydawały z siebie taki sam tęskny ryk. (…) W końcu infekcja ogarnęła całe stado. Okładając się ogonami, niby rozwichrzonymi pogrzebaczami, podnosiły głowy wysoko i ryczały z zapamiętaniem, jakby każdą trafiła w zad strzała Erosa, prowokując w nich tę furię”.

Na sztukę czyhają też przeciwności aury: deszcz, wiatr. Oraz antrakt na herbatę – bo five o’clock dla Anglika to święty czas. Może się walić, palić, lecz rdzawą ciecz z kawałkiem ciasta trzeba przyjąć jak komunię.

Cała książka przesycona jest zdrowym, sytuacyjnym humorem. Woolf śmieje się wraz z publicznością spektaklu; śmieje się z siebie. Imituje bełkotliwe wypowiedzi, opisuje pretensjonalne zachowania, kpi z prowincjonalnego wielkiego świata. Jednocześnie darzy sympatią tę galerię niegdysiejszych typów. Ulotniła się gdzieś jadowita sekutnica z „Dziennika”. Została cudownie inteligentna, dowcipna i tolerancyjna Virginia. Odpuściła współziomkom zbrodnie, o których nie mieli pojęcia, że je popełnili.

Spektakl zamyka symboliczna scena: cała trupa paraduje, trzymając przed sobą lustra. Odbija się w nich widownia – współczesna Anglia. Publiczność uznaje ten pomysł za potworność; czuje się złapana, uwięziona. W tej irracjonalnej reakcji odzwierciedlają się fobie autorki. Woolf panicznie bała się luster. Podobno zobaczyła kiedyś obok własnego odbicia wilczy pysk. Jest jeszcze jedna udręka, którą pisarka przywołuje w „Między aktami”, a którą znała z autopsji – męka twórcza. Przeżywa ją niejaka panna La Trobe, pomysłodawczyni, scenarzystka i reżyserka spektaklu. Na pozór akceptowana, ceniona za talent wydobywania talentów z innych, z amatorów. W istocie podejrzana persona. Samotna, po przejściach z… kobietą. Może Francuzka, może Tatarka?

Schizofreniczka, cyklofreniczka czy ofiara choroby „afektywnej dwubiegunowej”?

Po przedstawieniu La Trobe umyka, biczując się malkontenctwem. Odreagowuje, jak każdy twórca – w knajpie. Solo, przy kuflu. „Od czasu kłótni z tą aktorką, z którą dzieliła łoże i portfel, wzmogła się w niej potrzeba picia. I strach, przerażenie, że będzie sama. Nadejdzie taki dzień, że złamie któreś z praw obowiązujących w wiosce – tylko które? Trzeźwości? Czystości? A może przywłaszczy sobie coś, co do niej nie należy?”. La Trobe, kolejna twarz Virginii.

Trudno uwierzyć, że Woolf pisała „Między aktami” między nalotami na Londyn. Anglia nie była już zdystansowanym alianckim sprzymierzeńcem, wojna dotknęła także wyspiarzy. „Wybuchła bomba. Ponury poranek. Ale mimo wszystko posunęłam trochę naprzód »Pointz Hall«” – notuje pisarka we wrześniu 1940 roku. (Pointz Hall jest nazwą wioski, gdzie toczy się akcja powieści; tytuł, z którego Woolf ostatecznie zrezygnowała – przyp. M.M.).Woolfowie to idealne małżeństwo z rozsądku, myśleli o wspólnym samobójstwie, w razie gdyby… Obydwoje byli na czarnej gestapowskiej liście. On – Żyd, ona – walnięta diablica, lesbijka. Jednak Koza, jak nazywali ją bliscy, nie dotrzymała słowa, nie otruła się spalinami razem z Leonardem, jak planowali.

„Tym razem poszłam zbyt daleko, żeby móc wrócić. Jest tak jak za pierwszym razem… słyszę głosy. Walczyłam, ale już dłużej nie mogę” – pisała w liście do siostry. W pogodny marcowy dzień weszła w rzekę, przedtem napełniwszy kieszenie kamieniami. I już, koniec.

Niedługo przedtem skończyła „Między aktami”. Nie była zadowolona. Ale czy kiedykolwiek była? Przecież niepewność przeradzająca się w depresję stanowiła nieodzowny składnik jej twórczości. Oraz cierpień. Schizofreniczka, cyklofreniczka czy ofiara choroby „afektywnej dwubiegunowej”? Nie ma sensu deliberować, jak zakwalifikować jej psychiczne dewiacje. Z pewnością kuracja zaordynowana przez domowego konowała, a polegająca na wyrywaniu zębów, nie przyniosła oczekiwanych skutków, natomiast oszpeciła pacjentkę.

Jak zwykle, także po kartach ostatniej powieści błąka się alter ego pisarki. Isa, domorosła poetka, lat 39, równolatka XX wieku (bo rzecz dzieje się w 1939 roku). Gdy ma okazję, zapisuje strofy w zeszycie oprawionym jak książka rachunkowa. Ale czas ją goni – dom, dwójka dzieci, nudny mąż. Plus absorbujące jej myśli uczucie do sąsiada. Toteż wzloty jej inwencji twórczej splatają się z przyziemnymi konkretami. „… Zrzucić krępujące pęta – szeptała do siebie. – Sola. Filety. Przed lunchem, bardzo proszę – odezwała się głośno. – Razem z piórkiem, z tym błękitnym… lecąc, wznosząc się w obłoki… tam wysoko zrzucić pęta…”.

Isa jest nie mniej groteskowa od innych bohaterów zdarzeń. Ale także tragiczna. Jej nieustanny, bezładny mamrot zapowiada szaleństwo. „Nieudaczna”, myśli sama o sobie. Ciągnie ją ku wodzie, ku rzece. Jak Ofelię, jak Virginię. „Tak, tak, tak, fala ruszyła, by ją ogarnąć. Nie, nie, nie, wycofała się”. Odezwał się instynkt samozachowawczy. W przypadku pisarki przestał działać.

Virginia Woolf „Między aktami”. Przeł. Magda Heydel. Wydawnictwo Literackie, Kraków 2008

Zaskakująca proza. Ciepła, liryczna, miejscami komiczna. Zlepek różnych konwencji, przy zachowaniu pozoru anachronicznej konstrukcji: klasyczna jedność miejsca, czasu, akcji. Z modernistycznymi wariacjami. Są monologi wewnętrzne i „pisanie strumieniem” (jak mówił Hrabal) świadomości. Woolf prekursorsko dorzuciła jeszcze inną materię – literacki chłam: cytaty z prasy, kiczowato-naiwne piosenki, pastisze głupawych salonowych komedii. Nadzienie, którym współcześni autorzy chętnie szpikują fabuły.

U Woolf taki przekładaniec smakuje doskonale. To niemal reporterski obraz, szkic angielskiego społeczeństwa. Pole do obserwacji daje amatorskie przedstawienie odegrane w plenerze, w pewnej ziemiańskiej posiadłości. Atrakcja! Zbiera się cała okolica: klasa wyższa, średnia, stara rodowa szlachta, nowobogaccy, lud. Tematem spektaklu są… oni sami. Historia Anglii w kilkugodzinnym skrócie. Tak na scenie, jak na widowni celebrowane są rytuały wypracowane od stuleci. Wszystko, czego Virginia nienawidziła.

Pozostało 87% artykułu
Literatura
Stanisław Tym był autorem „Rzeczpospolitej”
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Literatura
Reiner Stach: Franz Kafka w kleszczach dwóch wojen
Literatura
XXXII Targi Książki Historycznej na Zamku Królewskim w Warszawie
Literatura
Nowy „Wiedźmin”. Herold chaosu już nadchodzi
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Literatura
Patrycja Volny: jak bił, pił i molestował Jacek Kaczmarski