To stowarzyszenie opłaca mu składkę zdrowotną i socjalną, gdy – co dziś jest na porządku dziennym – straci pracę etatową (o ile takową w ogóle miał). To dzięki stowarzyszeniu, gdy – nie daj Boże – złamie nogę, pojedzie karetką do szpitala. gdzie mu ją złożą, a nie będzie wydzwaniał po sklepach, pytając, po ile gips. Ze składek członkowskich natomiast, o ile go na nie stać, stowarzyszenie ufunduje zapomogi dla najbiedniejszych kolegów po piórze. Tych, którzy na składkę tę, istotnie, nie mogą sobie pozwolić.

U nas ze składek, ze ściągalnością których są ogromne kłopoty, zapewnia się egzystencję... stowarzyszeniu. Nic dziwnego, że młodych pisarzy w SPP i ZLP jest jak na lekarstwo, bo i co z tego by mieli poza legitymacją uprawniającą do niczego. Pobyt w domu pracy twórczej? Wolne żarty. Jeśli pisarz ma powodzenie, a co za tym idzie – pieniądze, stać go na wypoczynek i pracę w znacznie lepszych warunkach. Jeśli zaś pieniędzy nie ma, o wyjeździe do Zakopanego czy Sopotu może sobie pomarzyć.

Od państwowej kiesy odłączono związki twórcze wkrótce po 1989 roku, za czasów panowania w kulturze Izabeli Cywińskiej. Decyzja wydawała się ze wszech miar zrozumiała. Związki postrzegane były jako przedłużone ramię władzy, która – jak to okresami bywało w dziejach dawnego Związku Literatów – z natury rzeczy krnąbrnych pisarzy kupowała sobie. Nowe władze z tego rodzaju korupcją nie chciały mieć nic wspólnego, uwolniły więc pisarzy spod resortowej opieki i pod hasłem „róbta co chceta” wypuściły na swobodę. A ci cieszyli się wolnością, dopóki nie zachłysnęli się świeżym powietrzem, i odtąd bezskutecznie szukają lekarza.

Tymczasem w siłę urosły ministerialne instytuty. I oto działalność stowarzyszeń sprowadza się do tego, że chodzą po prośbie, a to do Instytutu Adama Mickiewicza, a to do Instytutu Książki. Najczęściej spotykają się tam z jednakowo brzmiącym „nie”. Tak przykładowo nie doczekał finansowego wsparcia na druk swojej ostatniej książki Andrzej Braun, wiceprezes dawnego ZLP w trudnym gierkowskim okresie, pierwszy prezes Stowarzyszenia Pisarzy Polskich po Janie Józefie Szczepańskim. Nie doczekawszy dotacji, umarł. Na spotkania pisarzy z czytelnikami, sesje i konkursy literackie Stowarzyszenie Pisarzy Polskich od Instytutu Książki nie otrzymało ani złotówki. W tej sytuacji opowieści o szykowanym w Warszawie literackim festiwalu można potraktować li tylko jako chciejstwo.

Oczywiście, Instytut Książki, jak i Instytut Adama Mickiewicza mają wystarczająco dużo innych ciekawych propozycji, z których mogą wybierać wedle uznania. Ale Stowarzyszenie Pisarzy Polskich, jak i niektóre inne związki twórcze, to nie wyłącznie hobbystyczne koło miłośników kanarków. Grupują się tam ludzie, których głos powinien być wysłuchany. A uprzedzając – już słyszę te głosy! – zarzuty o domaganie się dla pisarzy przywilejów, powiem, że pomiędzy dawaniem forów a zwyczajną powinnością państwa wobec obywatela rozpościera się ogromna przestrzeń, którą związki twórcze zdołały już przebyć. Teraz mogą wydać ostatnie tchnienie i poprosić, by ktoś za nimi zamknął kłódkę. I pomyśleć o pisarskiej emigracji. Dajmy na to do Chorwacji, choć wydaje się to pomysłem od czapy.