W roku 1954 podczas egzaminu uniwersyteckiego z historii Polski znana mi z widzenia ze wspólnych podróży żoliborskim autobusem egzaminatorka spytała, jaki okres interesuje mnie najbardziej. Zwiedziony jej miłym uśmiechem wyznałem, że międzywojenne dwudziestolecie – co w moim umyśle oznaczało całkowite przeciwstawienie peerelowskiej współczesności. Poprosiła mnie wtedy, bym opowiedział o strajku w krakowskim Sempericie. Po jakichś trzech minutach głuchego milczenia padło pytanie dotyczące Piastów.
Moja wiedza na temat mniej interesujących okresów pozwoliła zdać mi egzamin swobodnie, choć grubo poniżej moich ambicji. Znając już nazwisko dr Barbary Grochulskiej, udałem się do katalogu Biblioteki Uniwersyteckiej, gdzie łatwo się dowiedziałem, że interesuje ją Księstwo Warszawskie. Gdybym wiedział to dwie godziny wcześniej, moje jeszcze chłopięce lektury napoleońskie pozwoliłyby na wynik błyskotliwy. Odtąd przygotowywany starannie z tematów, którymi zajmują się moi urzędowi rozmówcy, znacznie więcej czasu mogłem poświęcać na czystą przyjemność, jaką stanowi bezinteresowne obcowanie z książkami.
Po latach, widząc w witrynie księgarni książkę Tomasza Marszałkowskiego „Zamieszki, ekscesy i demonstracje w Krakowie 1918 – 1939”, wydaną przez krakowskie Arcana, odczułem chęć uzupełnienia luki w znajomości dziejów ojczystych.
Rzecz przeszła wszelkie oczekiwania. Jest to opowieść o cywilizacji całkiem odmiennej, mrocznej, trudnej do pojęcia. Autor zamierzał początkowo klasyfikować zajścia według ich charakteru: politycznego, strajkowego, sportowego, chuligańskiego czy antyżydowskiego. Ścisłe określenie motywów okazało się jednak niemożliwe. Wszyscy bili wszystkich z wszelkich możliwych powodów. Jedynym sensownym sposobem przedstawienia faktów okazał się porządek chronologiczny.
W południe 31 października 1918 wywieszono na rynku flagę narodową. Grała orkiestry kolejarzy. Jednak już tamtego wieczora dezerterzy, do których przyłączyły się męty podmiejskie, przystąpili do rabunku i bezmyślnego demolowania sklepów żydowskich.