Błąd, bo wystawiła swą starość na pogardliwe komentarze obcych i współczujące spojrzenie kochanka. Skazała się na towarzyską porażkę, ale i głębokie cierpienie. Gdy chłopak wyrwie się z jej uścisku, dumna profesjonalistka poczuje pustkę.
Francuska pisarka Colette stworzyła porywający portret metresy tuż przed „przejściem na emeryturę”. Jej bohaterka Léa opływa w dostatki i cieszy się luksusami, jakie oferował Paryż początku XX wieku. Jest zamożna, wytworna, ma pozycję w środowisku kurtyzan i ich
bogatych klientów. Związek z chłopcem dopiero zbliżającym się do granicy dorosłości miał być kolejnym kontraktem, ale trwał siedem lat. W chwili gdy Colette zaczyna swą opowieść, dramat jest nieunikniony. Młody Chéri niebawem weźmie ślub. Jest rozbestwionym narcyzem, karmionym i pielęgnowanym przez kobietę, która nie tylko z nim sypia, ale spełnia się jako opiekunka i matka. A trzymając go pod kloszem, uniemożliwia dojrzewanie – traktuje jak dziecko.
Gdy mu jej zabraknie, młody mężczyzna pogrąży się w rozpaczy, w całonocnych eskapadach i używkach. Spotkają się w buduarze metresy rok później, oboje nieszczęśliwi. I dopiero wtedy on dostrzeże jej starość, a ona – swój egoizm i osamotnienie. Historia międzypokoleniowego romansu zakończonego uczuciową katastrofą byłaby banalna, gdyby nie intensywne, pełne zmysłowego napięcia pisarstwo Colette i jej wielki talent do portretowania wyuzdanego paryskiego światka. Atmosfera i scenografia zarysowanych zdarzeń przypominają „Niebezpieczne związki”, ale bez okrucieństwa i cynizmu. Jej bohaterowie nie znajdują rozkoszy w manipulacji, szczerze kochają i cierpią. Léa to błyskotliwa, mądra kobieta, zna uczuciowe pułapki. Ma dobre intencje i to ją gubi.
Colette powołuje do życia postaci, które nabierają wyrazu dzięki drobiazgowym opisom – prawdę o nich mówią nerwowe gesty, detale garderoby, zdania rzucone w chwili nieuwagi. W finale gasnąca Léa i piękny Chéri rozstają się.