Mimo że poetka mieszkała i tworzyła w stolicy w czasie wojny, później zaś spędziła tu lata 50. i 60., przeszłość zdawała się jej zupełnie nie interesować. Podczas spotkania w ramach cyklu „Tytuł roboczy Warszawa” na Chłodnej 25 można było poznać Julię Hartwig nie jako klasyczną poetkę – jak sama się określiła – przedstawicielkę najstarszego tworzącego jeszcze pokolenia. Spotkaliśmy osobę mentalnie młodą i patrzącą w przyszłość. Również bardzo ciekawą Warszawy i tego, w jakim kierunku rozwija się miasto.
– To miasto mnie zachwyca – mówiła z pasją. – Mieszkam tu tyle lat, a wciąż nie mogę się nadziwić jego różnorodności. Tu właściwie każda dzielnica jest odrębnym miastem. Każda ma swoją osobowość. Nie jest tajemnicą, że Warszawie brak wyraźnego centrum, w którym skupiałoby się życie towarzyskie i kulturalne. Kto wie, może zamiast jednego takie centra wygenerują z siebie poszczególne dzielnice? – zastanawiała się na głos.
Nie były to wyrosłe znikąd refleksje. Hartwig – mimo że rzadko rusza się poza okolice Marszałkowskiej, nie mówiąc już o penetrowaniu nocnego życia miasta – okazała się doskonale świadoma, że miejscami, w których wrze od kulturalnych inicjatyw, są dziś Praga i Powiśle.
[link=http://blog.zw.com.pl/blog/archives/9690] Czytaj i komentuj na blogu Życia Warszawy[/link]