To niezwykle ciekawa opowieść o stosunkach łączących PRL z Czechosłowacją. Przyjaźń między naszymi krajami została narzucona przez Związek Sowiecki, który w 1947 roku stanowczo nakazał komunistom po obu stronach Tatr zamknąć wciąż liczne sporne kwestie. Polska musiała ostatecznie pożegnać się z roszczeniami do Zaolzia, a Czechosłowacja zrezygnować z powojennych pretensji do ziemi kłodzkiej i okolic Głubczyc. Symbolem współpracy miało być własne nabrzeże dla floty czechosłowackiej w Szczecinie.

Pierwsze napięcie nastąpiło w 1956 r., gdy twardogłowi marksiści z Pragi z niepokojem obserwowali dojście do władzy Władysława Gomułki i destalinizację w Polsce. Ale minęło parę miesięcy i PRL wróciła do komunistycznej normy. Kolejny kryzys nadszedł w 1968, kiedy praska wiosna pod wodzą Aleksandra Dubczeka przyniesie hasło „socjalizmu z ludzką twarzą". Wtedy dla odmiany Gomułka zaczął bić na alarm na szczytach Układu Warszawskiego, że Czechosłowacja wymyka się z obozu państw socjalistycznych.

Anna Szczepańska opowiada o tej epoce z dużym znawstwem. I nie zapomina o dekadzie 1957 – 1967, gdy oba narody mogły się lepiej poznać. W Polsce widzowie odkrywali filmy szkoły czeskiej, a w Pradze i Bratysławie rozchwytywano polskie magazyny ilustrowane. Bogdan Łazuka błędnie śpiewał wtedy, że „za granicą bywa w czeskich Tatrach", czego Słowacy do dziś nie mogą mu zapomnieć. Autorka kończy swą opowieść na 1968 roku, gdy nad Wełtawę przyjechały polskie czołgi.

Dziś wraz z Czechami i Słowakami odgruzowujemy wspólną pamięć. Książka Anny Szczepańskiej jest kolejnym krokiem na tej drodze.