Boris Dočekal
Miłość na kolei lokalnej
Maszyniści Hruszka i Hildebrand już od wielu lat byli nierozłącznymi kolegami. Zbliżyła ich wieczna miłość do starej lokalnej kolei, zbudowanej między trzema zapomnianymi miasteczkami na pograniczu, serdeczny stosunek do naturalnego piwa Bernard, kolekcja starych fotograi i z aktami, a także wieloletnie starokawalerstwo. Przyczyny „niemałżeńskiego” stanu były jednak odmienne u każdego maszynisty. Podczas gdy w przypadku Hildebranda wynikało to z dokładnej znajomości kobiecego gatunku, wieloletniego sceptycyzmu wobec trwałości urzędowo poświęconych związków oraz ze zbyt łatwo osiąganych sukcesów miłosnych (czasem mówił, że nie ma sensu dbać o jeden kwiat, który i tak kiedyś zwiędnie, skoro na cudzych grządkach kwitnie mnóstwo świeżych – a każdy jest inny i inaczej pachnie), w przypadku Hruszki problemem była nieśmiałość – nie potrai ł nawiązać żadnego (a tym bardziej trwałego) związku z kobietą, choć bardzo tego pragnął.
Naturalnie, nawet on w wieku czterdziestu pięciu lat nie był też całkiem pozbawiony miłosnych doświadczeń. Kolega Hildebrand czasem podrzucił mu jakąś ofiarną dziewczynę, skłonną spędzić noc z facetem, który w łóżku zachowywał się nieśmiało i niezręcznie jak szesnastoletni prawiczek. Żadna nie chciała jednak zostać z Hruszką na zawsze. Jego wyobrażenia o związku mężczyzny i kobiety byłynaznaczone lekturą literatury romantycznej, dlatego stawiał przed nowoczesną, pragmatyczną kobietą, pragnącą wygodnego życia, trudne do spełnienia wymogi.
– Po prostu nie spotkałem jeszcze tej właściwej – powtarzał po piątym Bernardzie Hruszka i w milczeniu spoglądał na gęstą pianę szóstego piwa, jakby chciał wyczytać z niej swoją przyszłość. Niestety, nic obiecującego nie widział. Życzył sobie bowiem nie tylko kobiety, ale też dziecka, któremu wszczepiłby miłość do kolei.
– Nie bój się, kiedyś nadejdzie ta chwila i ją spotkasz – pocieszał go po koleżeńsku Hildebrand, choć już od wielu lat w to nie wierzył. Sam był daleki od niepraktycznego romantyzmu i nie chciał mieć dzieci. W kwestii młodej generacji, wszystkich tych nieznośnych smarkaczy, jak mówił, nie miał żadnych złudzeń.
Różnica między oboma mężczyznami przejawiała się też w charakterze ich kolekcji starych aktów. Podczas gdy u Hruszki pełne wdzięku, jeszcze niemal dziewczęce modelki zajmowały pozycje raczej niewinne, niewyzywające i bynajmniej nie pokazywały wszystkiego, Hildebrand lubował się w mocniejszych obrazkach, na których profesja starzejących się i przybierających na wadze dziewcząt była dużo bardziej wymowna – z pewnymi wyjątkami, przed stu laty stały pod paryskimi latarniami.
– Takie jest życie, kolego, nieudawane, wręcz wspaniałe w swojej naturalnej brzydocie! Tych twoich chucherek porządny facet nawet by nie tknął – krzyczał często Hildebrand, po czym zaczynał wyliczać zalety seksu z dojrzałymi, doświadczonymi kobietami. W jego opowieściach było ich bez liku, jednak zatopiony w marzeniach romantyk Hruszka nie słuchał i w niemal śnieżnobiałej piwnej pianieobjawiała mu się dziewczyna o twarzy anioła, z którą regularnie spotykał się w swoich porannych marzeniach.
Profil wymarzonej dziewczyny Hruszki Hildebrand znał dobrze, dlatego wcale nie zaskoczyło go to, co zdarzyło się na początku lipca, kiedy nieoczekiwane wydarzenie zmieniło spokojne, wręcz zamarłe życie na lokalnej trasie. Zrzędliwa i nieprzyjemnie pachnąca konduktorka Kulhankova, znienawidzona przez wszystkich kolejarzy i podróżnych, a zwłaszcza przez młodzież szkolną bardziej wrażliwą na słowa i zapachy, odeszła w końcu na emeryturę!
Jej miejsce zajęła miła i pachnąca fiołkami Aniela… „Anielka”, zaczęli do niej mówić. Skończyła już trzydziestkę, jak zdradził zawiadowca Hovorka, największy plotkarz na kolei, ale zachowała niemal dziewczęcy urok, mimo że miała już dziewięcioletnią córeczkę Hanię. Nikt nie wiedział, dlaczego przeprowadziła się do zapadłego miasteczka nad granicą i gdzie zostawiła męża, o ile w ogóle jakiegoś miała. Wyglądała na kruchą i zatopioną w marzeniach, a swoją delikatną urodą dosłownie rozświetliła szarą stację. Oraz umysł Hruszki. Była to twarz z jego snów i z gęstej piwnej piany, co prawda nieznacznie starsza, ale z tym zakochany po uszy maszynista łatwo się pogodził.
Kiedy parę dni później obaj koledzy poszli na piwo, Hruszka niebywale długo milczał. Był jak-
by zanurzony w niezwykle smaczne głębiny piwa z Humpolca, a w puszystej pianie wstydliwie kąpała się teraz piękna Anielka. I może tego wieczoru nic by nie powiedział, gdyby Hildebrand nie
oświadczył:
– Anielka jest warta grzechu. Niby taka cicha woda, na pierwszy rzut oka żaden wielki seksapil, ale coś mi mówi, że w łóżku będzie z niej prawdziwy ogień – dodał, choć ku zaskoczeniu dotychczas trzymał się na uboczu. Liczył na tę ograną historię: jego sława wspaniałego kochanka oraz naturalna ciekawość, czy jest ona zasłużona, same zrobią swoje z samotną i z pewnością cierpiącą na brak seksu
kobietą.
Po słowach Hildebranda Hruszka najpierw po-
bladł. A potem wybuchnął:
– Ożenię się z Anielką… Jeśli będzie mnie chciała! A ty zostaw ją w spokoju! Spróbuj ją dotknąć, a zabiję!
Cała gospoda ucichła, ponieważ tak głośno i tak zdecydowanie maszynista Hruszka jeszcze publicznie nie przemówił. Na moment ucichł też zdumiony Hildebrand, a potem trochę konwulsyjnie się zaśmiał:
– Jedna mniej… jedna więcej. Spokojnie, zostawię ci ją. Ale mam nadzieję, kolego, że tego nie schrzanisz. Myślę, że znam takie baby jak ona, mogę ci coś doradzić – uspokajał przyjaciela.
– Wsadź sobie gdzieś te swoje rady – powiedział już swoim zwyczajnym, niewyraźnym głosem Hruszka i pożałował, że tak nierozsądnie wyjawił swoje uczucia. Nie, żeby nie potrzebował rad przyjaciela. Wiedział wprawdzie, że w zdobywaniu kobiet taktyka i strategia są ważne, ale sądził, że dotyczy to tylko sytuacji, kiedy mężczyzna taki jak Hildebrand pragnie szybko zaciągnąć kobietę do łóżka, a potem natychmiast biegnie za inną. Prawdziwej miłości, miłości na całe życie, szuka się przecież w inny sposób. Spojrzeniami, za pomocą których tych dwoje się porozumiewa, choć między nimi nie musi nawet mieć miejsca żadna „zapoznawcza” konwersacja. Po prostu coś ich do siebie zbliża (coś przełomowego, nieodwracalnego – są jak dwa magnesy, które przyciągają do siebie przeciwstawne bieguny), coś, przed czym nie są w stanie i nawet nie chcą się obronić. A potem między nimi zawiąże się nić absolutnego porozumienia, wszystko jest jasne i biegiem do ołtarza.
Tylko na tym właśnie polegał problem. Hruszka wysyłał w kierunku konduktorki Anielki sygnały, które bardzo dobrze rozumiała. Odpowiadała na nie uprzejmymi, umiarkowanie zachęcającymi uśmiechami, ale brakowało w nich owego pragnienia, reakcji, na którą Hruszka czekał. Okazji do zbliżenia mieli bez liku, ponieważ dzięki koleżeńskiemu wstawiennictwu Hildebranda Anielka pracowała na jednej zmianie z Hruszką. Nie sądził jednak, że jego wybrankę wychowywano konserwatywnie, w duchu powiedzenia: siedź w kącie, a znajdą cię. Wbijano jej do głowy, że kobieta nie powinna nadmiernie rzucać się w oczy i w żadnym razie nie powinna uwodzić mężczyzny.
Dlatego też wzajemne zbliżenie dwóch pracowników kolei przebiegało powoli. Przynajmniej jak na gust Hildebranda. Bał się, że jeśli ten rozdział nie zostanie zamknięty, on nie wyzbędzie się pokusy, by zastosować wobec Anielki cały arsenał swoich sprawdzonych broni i przespać się z nią. Kilkakrotnie próbował poinstruować opieszałego kolegę, jak dyskretnie przytulić się do Anielki i jak ją zaprosić na kawę, ale Hruszka zawzięcie odmawiał przyspieszenia stopniowego naturalnego zbliżania, podczas którego do współżycia – jako słodkiej nagrody za tygodnie i miesiące wyrzeczeń – dochodzi dopiero na końcu.
– Chłopie, musisz przycisnąć. Kobieta w jej wieku tego potrzebuje, jeszcze ci się w końcu puści ze starym Hovorką. To już byłoby lepiej, gdybym na jakiś czas sam się nią zajął – powiedział po paru dniach Hildebrand w kolejowym bufecie. Kiedy jednak zobaczył, jak jego współbiesiadnikowi nabrzmiały żyły na skroniach, wolał już zamilczeć i dał do zrozumienia, że wycofuje się z tego: jeśli chodzi o niego, to urocza konduktorka jest całkowicie bezpieczna.
Hruszka dalej starał się po swojemu. Kilkakrotnie wziął Anielkę za rękę i pomógł jej wysiąść z pociągu. Kiedy przy tej okazji przypadkowo dotknął grzbietem ręki jej prawej piersi, w kompletnym wewnętrznym zamęcie zdobył się na słowa: