Pozornie Robert Jarocki sięgnął po temat dobrze opracowany przez innych i wielokrotnie opisany. Sam wykaz lektur, z jakich korzystał, liczy prawie 60 pozycji. A jednak o ratowaniu podczas okupacji hitlerowskiej polskich zabytków i dzieł sztuki ze zbiorów państwowych i prywatnych napisał książkę wciągającą jak thriller.
„Sztuka i krew" nie jest pracą historyka. Wykorzystując wspomnienia wielu autentycznych postaci, Robert Jarocki prowadzi narrację fabularną, zawsze jednak opartą na faktach. A przede wszystkim nie ma ambicji ujęcia tematu w sposób całościowy. Skupia się na jednostkowych losach, przewidując – i słusznie – że dzięki temu powstanie opowieść bardziej interesująca dla dzisiejszego czytelnika.
Kim są bohaterowie książki? To przede wszystkim Stanisław Lorentz – wieloletni dyrektor Muzeum Narodowego w Warszawie, profesor Jan Zachwatowicz – architekt, historyk i konserwator, Bohdan Korzeniewski – historyk teatru, za okupacji zatrudniony w Bibliotece Uniwersytetu Warszawskiego. Na drugim planie znaleźli się m.in. Jarosław Iwaszkiewicz i Monika Żeromska czy przedstawiciele słynnych rodów jak Rajnold Przeździecki czy Benedykt Tyszkiewicz, których biblioteki i kolekcje zawierały bezcenne dzieła.
Pojawia się też w książce kilkudziesięciu naukowców, pedagogów i artystów – dziś zapomnianych, a zasłużonych dla polskiej kultury. Bez ich odwagi straty, jakie poniosła ona w czasie II wojny światowej i już po wkroczeniu do Polski Armii Czerwonej, byłyby znacznie większe.
Jarocki pokazuje życie codzienne za okupacji, konstruuje swą opowieść z drobnych zdarzeń. Konspiracyjna działalność była naturalną powinnością, ale heroizm nie przychodził łatwo. Także wówczas, gdy trzeba było ratować bezcenne zbiory przed sowieckim barbarzyństwem. A jednak wszyscy podejmowali bez wahania ogromne ryzyko.