Reklama
Rozwiń
Reklama

Człowiek bez właściwości z epoki Kennedy'ego

Bohater fenomenalnego komiksu Cruse'a to trochę ofiara, trochę prześladowca, a poza tym leń

Publikacja: 02.09.2012 19:00

Człowiek bez właściwości z epoki Kennedy'ego

Foto: materiały prasowe

Ameryka, właściwie tamtejsza prowincja. Między polami bawełny i uprawami kukurydzy a uniwersyteckimi campusami wciśnięte miasteczko Clayfield. Mogłoby to być praktycznie każde miasteczko, w którymkolwiek z południowych stanów. Bo Clayfield nie oznacza miejsca, ale stan umysłu, front, na którym stare spotyka się z nowym, rasizm z tolerancją, nienawiść z szacunkiem. Początek lat 60., przedwiośnie ery hippisów. Jimmy Hendrix nie zagrał jeszcze na Woodstocku amerykańskiego hymnu, najłagodniejszą wersją rasizmu jest stwierdzenie, że „kolorowym bliżej do zwierząt niż nam". Na gejowskie bary regularnie odbywają się naloty policji, John Fitzgerald Kennedy zostaje zaprzysiężony na prezydenta. W takiej scenerii rozpoczyna się historia Tolanda, białasa pracującego na stacji benzynowej. Umysłowego lenia, dziecka czasów swych i krainy, dla którego napis „Keep America White" na samochodowym zderzaku jest czymś naturalnym. Do czasu. Toland zadurza się w aktywistce politycznej, po czym odkrywa z przerażeniem, że woli mężczyzn, i z całych sił stara się tego wyprzeć.

To tylko początek, pierwszych kilka stron.

Howard Cruse stworzył komiks o gęstości czarnej dziury.

Dwa wielkie tematy jego dzieła to walka z rasizmem i akceptacja własnego homoseksualizmu. Ale to też przejmująca rozprawa z mitem złotej prezydentury Kennedy'ego, opowieść o narodzinach kontrkultury i naturze prześladowań, choćby o różnicy między prześladowaniem homoseksualistów i osób czarnoskórych. Swoje skłonności seksualne można stłamsić, zakodować – koloru skóry trudno się wyprzeć. Gęste są też rysunki: mięsiście narysowane postaci, plansze poprzecinane ciasnymi kadrami, drugi i trzeci plan tak nasycony szczegółami, że nie ustępuje holenderskim martwym naturom.

Komiks liczy 224 strony, ale ma się wrażenie, jakby czytało się cztery tomy „Człowieka bez właściwości". Bo i Toland jest współczesną figurą bohatera Roberta Musila. W tej historii najbardziej porusza nie polityka, ale Toland, który po latach wspomina doświadczenia z młodości. Cruse nie tworzy agitki z nachalnym przesłaniem i taryfą ulgową dla poprawnie politycznego bohatera. Zadbał, byśmy nie polubili go zbyt szybko. To przeciętny chłopak, który zaczyna chodzić na spotkania Ligii Równości Rasowej właściwie z nudów, na demonstracje, by zaimponować swej dziewczynie. Niemal każdą rozmowę kieruje na swój temat, nie jest zbyt inteligentny, a jego uporczywe i długotrwałe odrzucanie homoseksualizmu oraz tchórzostwo działają na nerwy. Stosuje wachlarz argumentów znanych pod każdą szerokością geograficzną i niezależnych od czasów: „Być może nie jestem do końca gejem. Być może jestem, ale tylko trochę. Może gdybym bardziej się postarał, tobym się wyleczył z tej przypadłości. Może jak założę normalną rodzinę, to skończą się rozterki". Paradoksalnie wspiera ruch wolnościowy Afroamerykanów, narażając się na prześladowania i wykluczenie, w końcu traci pracę, ale ukrywa swą prawdziwą seksualność. Toland: trochę aktywista, trochę leń, trochę gej, trochę heretyk, trochę ofiara, trochę prześladowca. Bohater naszych czasów.

Reklama
Reklama

******Howard Cruse, „Stuck Rubber Baby", przeł. Maria Laura Jędrzejowska, Centrala, Poznań 2012

Ameryka, właściwie tamtejsza prowincja. Między polami bawełny i uprawami kukurydzy a uniwersyteckimi campusami wciśnięte miasteczko Clayfield. Mogłoby to być praktycznie każde miasteczko, w którymkolwiek z południowych stanów. Bo Clayfield nie oznacza miejsca, ale stan umysłu, front, na którym stare spotyka się z nowym, rasizm z tolerancją, nienawiść z szacunkiem. Początek lat 60., przedwiośnie ery hippisów. Jimmy Hendrix nie zagrał jeszcze na Woodstocku amerykańskiego hymnu, najłagodniejszą wersją rasizmu jest stwierdzenie, że „kolorowym bliżej do zwierząt niż nam". Na gejowskie bary regularnie odbywają się naloty policji, John Fitzgerald Kennedy zostaje zaprzysiężony na prezydenta. W takiej scenerii rozpoczyna się historia Tolanda, białasa pracującego na stacji benzynowej. Umysłowego lenia, dziecka czasów swych i krainy, dla którego napis „Keep America White" na samochodowym zderzaku jest czymś naturalnym. Do czasu. Toland zadurza się w aktywistce politycznej, po czym odkrywa z przerażeniem, że woli mężczyzn, i z całych sił stara się tego wyprzeć.

Reklama
Literatura
Złota Era VHS: kiedy każdy film był wydarzeniem, a van Damme Bogiem
Materiał Promocyjny
Czy polskie banki zbudują wspólne AI? Eksperci widzą potencjał, ale też bariery
Literatura
Sokół wydaje powieść „Wesołych Świąt”. Debiut rapera
Literatura
Marek Krajewski: Historia opętań zaczęła się od „Egzorcysty”
Literatura
Marek Krajewski: Historia pewnego demona. Zaczęło się od „Egzorcysty"
Materiał Promocyjny
Urząd Patentowy teraz bardziej internetowy
Literatura
Powieść o kobiecie, która ma siłę duszy. Czy Tóibín ma szansę na Nobla?
Reklama
Reklama
REKLAMA: automatycznie wyświetlimy artykuł za 15 sekund.
Reklama