Szlachetny sportowiec kontra Bóg morderca

„Nemezis" to nie tylko boleśnie drobiazgowa opowieść o polio, ale także pytanie o to, czy można walczyć z przeznaczeniem

Publikacja: 30.09.2012 19:00

Szlachetny sportowiec kontra Bóg morderca

Foto: The New York Times/Redux/East News, Sara Krulwich Sara Krulwich

Red

* * * * *

Philip Roth,
„Nemezis",
tłum. Jolanta Kozak,
wyd. Czytelnik 2012, 208 s.

Od kilku, a nawet kilkunastu lat urodzony w roku 1933 Philip Roth coraz częściej pisze o starości, śmierci i chorobie, a także o dziwnych drogach, jakimi porusza się pożądanie w godzinę przeczucia końca. Zaczęło się chyba od „Konającego zwierzęcia" (2001), poprzez „Everymana" (2006) aż do „Duch wychodzi" (2007). Te bezlitosne w swej drobiazgowości obrazy są tym bardziej wstrząsające, im bardziej zdajemy sobie sprawę z ich wiarygodności.

W „Nemezis" (2010) bohaterem nie jest jednak stary człowiek – groza śmierci jest tym większa, że dotyka ona dzieci i nastolatki, bezlitośnie gasząc pełne energii wschodzące życie. Roth kolejny raz wraca do dzielnicy Weequahic w mieście Newark i swojego dzieciństwa – lat 40. Gdy gdzieś daleko rozgrywa się dramat wojny i Zagłady, dzielnica zanurzona w tropikalnym upale przeżywa tragedię na swoją skalę – latem nawiedza ją epidemia polio (tzw. choroby Heinego-Medina, zarazy atakującej głównie dzieci, która czyniła prawdziwe spustoszenie w miastach od początku XX w. aż do upowszechnienia na nią szczepionki w latach 50.). Część przypadków zarażeniem polio powoduje zanik mięśni i deformacji kończyn (czasem także utratę zdolności do samodzielnego oddychania), po czym często następuje śmierć.

Historię zarazy śledzimy oczami Bucky'ego Cantora, młodego nauczyciela wychowania fizycznego, który organizuje pozostałym w mieście dzieciom zabawy sportowe. Silny i charyzmatyczny, podziwiany bezgranicznie przez poddanych jego opiece chłopców („najbardziej świetlany i szanowany autorytet ze wszystkich nam znanych") Cantor z coraz większym niepokojem i bezsilnością obserwuje, jak ze szkolnego boiska znikają kolejne dzieci. W końcu za namową zatroskanej ukochanej zgadza się uciec w góry, gdzie jak ona zostaje wychowawcą na obozie młodzieżowym. Z dusznego, dotkniętego biedą i strachem miasta trafia do krainy bujnej przyrody, czystego powietrza i śpiewów przy indiańskich ogniskach. Jednak odmiana okazuje się być pozorna.

Roth prowadzi narrację powoli i bardzo szczegółowo, tak że los dziecka dotkniętego przez polio ukazuje się nam bardzo, bardzo blisko. Na wstępie książki autor podaje długi spis opracowań dotyczących choroby, z których korzystał, nie mamy więc wątpliwości, jak prawdziwa jest to opowieść. Roth nie pokazuje jednak tylko samej choroby i powodowanych przez nią spustoszeń, ale także narastającą panikę wśród dorosłych – rozwój absurdalnych plotek o źródłach polio i jego nosicielach, którymi w zbiorowej świadomości stają się obcy – dzieci z włoskiej dzielnicy czy obdarty, upośledzony umysłowo „miejski głupek".

Jaki sens ma śmierć dziecka? – zastanawia się Cantor w synagodze na pogrzebie jednego z chłopców. Religia jawi się bohaterowi jako absurdalna cześć dla Boga mordercy, narratorowi zaś raczej jako sposób na odbudowanie wiary w sprawiedliwy porządek świata. „Pamiętajmy, że nie ważył się on zwrócić przeciwko Bogu za to, że zabrał mu dziadka" – rekonstruuje Roth myśli Bucky'ego. „Staruszek dożył bowiem wieku, w którym się umiera. Ale za to, że zabił 12-letniego Alana chorobą polio? Za samo istnienie polio? Czy możliwe jest wybaczenie – a cóż dopiero alleluja – wobec tak obłąkańczego okrucieństwa?". Autor przenikliwie analizuje kadisz – żydowską modlitwę za zmarłych, w której jednak nie o śmierci jest mowa, ale o Bogu: to jego imię jest tu wysławiane, a jego moc i dobroć potwierdzana wbrew niewyobrażalnemu cierpieniu po stracie bliskiej osoby.

Gdy zabraknie pokrzepiającej mocy religii, pozostaje nam – jak się wydaje – jedynie poddanie się bezdusznej mocy nemezis. Ostatnia, być może najważniejsza część książki każe jednak spojrzeć na wszystko z innej perspektywy. Dostrzegamy, że wybory dokonywane przez Cantora, podyktowane poczuciem honoru i wychowania w duchu niezłomności i konsekwencji (którą wpoił mu dziadek – ubogi żydowski handlarz warzywami), ułatwiały działanie niszczycielskiej mocy, przynajmniej na nim samym. Być może ułatwiała to też wiara w Boga, który zsyła śmierć i okrucieństwo (może lepiej czcić pogańskie bóstwo solarne albo indiańskie duchy?).

Dla Rotha odpowiedzią na śmierć jest jedynie – a może aż – krótkotrwały triumf cielesności w całym jej pięknie. Zdaje się to potwierdzać ostatni, zaskakujący fragment książki – wzniosły opis sceny, w którym Cantor dokonuje perfekcyjnego rzutu oszczepem, wydając „nagi okrzyk bojowy usilnego dążenia do doskonałości".

Lektura pozostawia jednak czytelnika raczej z pytaniami niż gotowymi odpowiedziami. Czy to tylko historia bezlitosnej choroby, czy może opowieść o żydowskim stosunku do śmierci? A może o męskości, jej sile i paradoksie wynikających z niej słabości? We mnie wzbudziła pytanie także o odniesienia do pozornie nieobecnego w książce Holokaustu (Cantor bardzo chciał jechać na wojnę z Hitlerem, lecz nie pozwolił mu bardzo słaby wzrok). Po przeczytaniu „Nemezis" pozostają niepokój i uporczywe poszukiwanie kolejnych znaczeń.

Przy okazji polecam tę książkę wszystkim przeciwnikom szczepionek, aby wyobrazili sobie, jak bez nich wyglądałoby nasze życie.

Philip Roth,
„Nemezis",
tłum. Jolanta Kozak,
wyd. Czytelnik 2012, 208 s.

Od kilku, a nawet kilkunastu lat urodzony w roku 1933 Philip Roth coraz częściej pisze o starości, śmierci i chorobie, a także o dziwnych drogach, jakimi porusza się pożądanie w godzinę przeczucia końca. Zaczęło się chyba od „Konającego zwierzęcia" (2001), poprzez „Everymana" (2006) aż do „Duch wychodzi" (2007). Te bezlitosne w swej drobiazgowości obrazy są tym bardziej wstrząsające, im bardziej zdajemy sobie sprawę z ich wiarygodności.

W „Nemezis" (2010) bohaterem nie jest jednak stary człowiek – groza śmierci jest tym większa, że dotyka ona dzieci i nastolatki, bezlitośnie gasząc pełne energii wschodzące życie. Roth kolejny raz wraca do dzielnicy Weequahic w mieście Newark i swojego dzieciństwa – lat 40. Gdy gdzieś daleko rozgrywa się dramat wojny i Zagłady, dzielnica zanurzona w tropikalnym upale przeżywa tragedię na swoją skalę – latem nawiedza ją epidemia polio (tzw. choroby Heinego-Medina, zarazy atakującej głównie dzieci, która czyniła prawdziwe spustoszenie w miastach od początku XX w. aż do upowszechnienia na nią szczepionki w latach 50.). Część przypadków zarażeniem polio powoduje zanik mięśni i deformacji kończyn (czasem także utratę zdolności do samodzielnego oddychania), po czym często następuje śmierć.

Literatura
Stanisław Tym był autorem „Rzeczpospolitej”
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Literatura
Reiner Stach: Franz Kafka w kleszczach dwóch wojen
Literatura
XXXII Targi Książki Historycznej na Zamku Królewskim w Warszawie
Literatura
Nowy „Wiedźmin”. Herold chaosu już nadchodzi
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Literatura
Patrycja Volny: jak bił, pił i molestował Jacek Kaczmarski