Czytelnik twórczości Marka Huberatha musi mieć twardą skórę – być odpornym na drastyczne opisy oraz wszechogarniające poczucie beznadziei. Weźmy chociażby opowiadanie „Kara większa". Autor przedstawia w nim Piekło jako ogromny obóz koncentracyjny, w którym potępieni odbywają kary stosowne do swoich przewinień z życia doczesnego (i tak np. matki abortowanych dzieci muszą zszyć ich ciałka, by te mogły ciałem zmartwychwstać). Przy czym ów obóz, z którego nie da się uciec, to sanatorium w porównaniu z wymyślnymi torturami, które czekają delikwenta w przerwach, jakie dzielą pobyt w miejscu odosobnienia.
Największy ból wywołuje niewielka nadzieja, jaką ma każdy z osadzonych – że nieustanna huśtawka między karą większą a mniejszą kiedyś się skończy i człowiek dostąpi wiecznego wytchnienia. Krótko mówiąc, że Piekło to jednak Czyściec, w którym dusza oczekuje na przejście przez bramy Nieba.
Piekło naukowca
Z kolei w powieści „Vatran Auraio" Huberath zmierza się z losem ludzkiej wspólnoty zamieszkującej niegościnną planetę, skazanej na nieuchronną zgubę (choć sam pisarz twierdzi, że utwór traktuje o trudności nawiązania kontaktu z Innym). Na tle innych dzieł autora jego najnowsza powieść „Portal zdobiony posągami" jawi się jako najbardziej delikatna i optymistyczna. Jej głównym bohaterem jest Ioanneos (lub też Józef bądź Vittorino – jakie imię nosi rzeczywiście, tego przez długi czas nie wie on sam), biorący udział w konferencji naukowej z dziedziny historii sztuki. Uczestnicy zjazdu rozważają różne przedstawienia Sądu Ostatecznego. Jednocześnie od początku czytelnik zauważa, że coś z rzeczoną konferencją jest nie tak: nie dość, że ciągnie się niemiłosiernie, wykładowcy nierzadko plotą trzy po trzy, to gdy przychodzi kolej na wygłoszenie własnego referatu, nie wiadomo nawet, o czym on ma być...
Huberath pisząc „Portal" wzorował się na „Boskiej komedii". Mamy tu 100 rozdziałów – w poemacie zaś jest 100 pieśni. O ile jednak Dante dzieli go na trzy części – Piekło, Czyściec i Niebo – o tyle krakowski prozaik bardziej komplikuje sprawę, dokonując rozbioru Czyśćca. Wytłumaczenia tego stanu rzeczy można szukać w fakcie, iż główny bohater znajduje się między swoją śmiercią a Sądem Ostatecznym – w swoistym „zamrożeniu" pomiędzy życiem doczesnym a wiecznym. Jego dusza oddzielona jest od ciała, które spoczywa gdzieś na ziemi i ulega powolnemu rozkładowi – próby choćby spojrzenia na doczesność kończą się upodabnianiem ciała symbolizującego duszę do stanu powłoki cielesnej. Sąd tymczasowy nad jego duszą już się odbył: być może więc jego przygoda z odkrywaniem kolejnych miejsc eschatologicznych to czyściec. Nie wiemy tego, podobnie jak bohater, który, jak wszystkie inne postaci przewijające się przez książkę, jest chodzącą niewiedzą.
Sąd jak malowany
Protagoniści nie mają nawet świadomości tego, jakie nosili imiona, czym zajmowali się za życia. Pisał o tym św. Tomasz z Akwinu w „Summa theologiae", stwierdzając, iż „wszystko, co poznajemy, albo nabywamy od nowa poprzez zmysły, albo dobywamy ze skarbca pamięci. Lecz po zmartwychwstaniu ludzie nie będą mogli poznawać swoich grzechów poprzez zmysły, ponieważ one już przeminęły, a zmysł dotyczy jedynie spraw teraźniejszych". Poszukiwanie „ukrytych", religijnych znaczeń, może budzić niechęć czy niesmak u wielu czytelników – i rzeczywiście, jeśli ktoś czyta powieści fantastyczne, wybierając w nich to, co wydaje mu się, że bezpośrednio odsyła nas do wiary, nie tylko może się zawieść, ale także pominąć to, co mógłby odnaleźć w książce. Jednak autor pokazuje w swoim utworze wizję zaświatów przedstawionych w późnośredniowiecznej sztuce, która ewidentnie inspirację czerpała z wiary (zresztą inaczej być nie mogło, skoro pełniła ona funkcję sakralną w kościołach). Akwinata dokonał prawdziwej rewolucji w sposobie patrzenia na filozofię i teologię chrześcijańską i jego spojrzenie ma nadal wpływ na współczesny katolicyzm. Tymczasem w okresie późnośredniowiecznym za pośrednictwem Kościoła promieniowało na całą kulturę.