Bogdan Zdrojewski , minister kultury i dziedzictwa narodowego
Nawet więcej: teksty żyją w innych tekstach, w rozmowach, czasem w zachowaniach niewerbalnych. Wszystkie te odmiany działań pamięci obserwujemy w związku z twórczością i osobą Andrzeja Bobkowskiego (1913–1961). Od rozpraw uniwersyteckich przez muzealne ekspozycje do warsztatów literackich i mas krytycznych, w których rowerzyści czczą pamięć „chuligana wolności".
Andrzej Bobkowski należy do grona najwybitniejszych przedstawicieli literatury powojennego wychodźstwa – polskiej Drugiej Wielkiej Emigracji. Jego recepcją rządzi norwidowski paradoks – to autor, którego prawdziwie docenił dopiero zbiorowy „późny wnuk". Gdy Bobkowski umierał, w czerwcu 1961 roku w dalekiej Gwatemali, był autorem zaledwie jednego dzieła – „Szkiców piórkiem". Obecnie mamy już do dyspozycji całą półkę książek sygnowanych jego nazwiskiem, a ciągle pojawiają się nowe. Sto lat od swych urodzin okazuje się pisarzem jak najbardziej współczesnym.
Jak wyjaśnić fenomen Bobkowskiego? Owo przekraczanie granic dyskursów i konwencji? Otóż wydaje się, że jego źródłem jest wysoka temperatura aksjologiczna jego pism. Bobkowski nie pozostawia obojętnym! To pisarstwo wypełnione wartościami, na szczycie których umieścił On wolność. W ten sposób ten niewątpliwy Kosmopolak pozostawił w naszej kulturze niezbicie polski ślad.
W swój list-testament, skierowany w lutym 1960 roku do Jerzego Turowicza, wpisał charakterystyczne wyznanie: „Dałem sobie radę, zbudowałem tu (w Gwatemali) nowe życie z niczego, życie wolne, pełne swobody, wyrobiłem sobie szacunek ludzi, wychowałem już cały zastęp młodych ludzi, dla których słowo »Polonia« nie jest pustym dźwiękiem. Poznali ją przeze mnie na tyle, na ile to możliwe. Gdzieś, kiedyś, może się to przydać".