Książka ukazała się w Wielkiej Brytanii w kwietniu 2013 roku i nie wzbudziła większego zainteresowania. Do lipca sprzedało się ledwie 1500 egzemplarzy. Wtedy jednak wskoczyła nagle na listy bestsellerów. Co się zmieniło przez te kilka miesięcy? Odpowiedź jest prosta: autorstwo.
Kryminał debiutanta podzieliłby zapewne losy wszystkich tych powieści, które pojawiają się na rynku, żyją cichą egzystencją przez kwartał, by w końcu na zawsze wyparować ze świadomości czytelników. Tak się jednak przypadkowo złożyło, że wskutek śledztwa przeprowadzonego przez „The Sunday Times" i przecieku z pewnej kancelarii prawniczej czytelnicy dowiedzieli się, że Robert Galbraith to w rzeczywistości Joanne Kathleen Rowling, autorka cyklu o Harrym Potterze. I oczywiście natychmiast ruszyli do księgarń.
Fakt, że sprzedaż „Wołania kukułki" poszybowała w Wielkiej Brytanii dopiero wtedy, mówi jednak więcej o czytelnikach niż o samej książce. Angielska pisarka zaryzykowała, przeprowadziła eksperyment na samej sobie i dostała kolejną lekcję rynku. Z próby zmierzenia się z literaturą gatunkową Rowling wyszła jednak zwycięsko – mamy do czynienia z inteligentnym kryminałem, którego głównym walorem jest nie tyle intryga, ile sposób, w jaki autor(ka) kreuje powieściowy świat i swoich bohaterów.
„Wołanie kukułki" nawiązuje do tradycji kryminału spod znaku Agathy Christie, gdzie detektyw używa raczej głowy niż mięśni i częściej dedukuje, niż goni na złamanie karku za członkami tajnych stowarzyszeń, seryjnymi mordercami czy innymi zboczeńcami.
Z drugiej strony – co najmniej od czasów Wallandera detektyw winien borykać się z problemami osobistymi i przypadłościami, do których taki Marlowe nie przyznałby się nawet na torturach. W konkursie na bohaterów z różnorodnymi deficytami Cormoran Strike zająłby wysoką pozycję, ma bowiem naprawdę sporo słabych punktów, zwłaszcza biorąc pod uwagę, że dochodzenie prowadzi w środowisku bogatych lub bardzo bogatych ludzi z pierwszych stron tabloidów: bywa drażliwy, nieprzyjemny, niekiedy pije, a do tego jest biedny. Przede wszystkim jednak od współczesnych standardów odbiega jego wygląd: Cormoran jest zwalisty, zapuszczony, bardzo włochaty, no i jednonogi, jako że stracił stopę na misji w Afganistanie. Oczywiście posiada też liczne walory: jest potwornie inteligentny, niezwykle przyzwoity i posiada nieco straceńczy urok, który magnetycznie działa na kobiety. Ma też za sobą odpowiednio dramatyczne przeżycia miłosne; w chwili kiedy go poznajemy, rozstaje się właśnie w burzliwy sposób z Charlotte, czego widomym dowodem są bruzdy pozostawione na twarzy detektywa przez jej paznokcie.