A niech cię, Świdziński! Tak długo ukrywać rewelację. Przypadkowo wzięłam do ręki niepozorną – choć grubą – książkę oprawioną w „marmurkową" okładkę. Okazała się relacją z wyprawy w rejony odcięte od cywilizacji, w pobliże koła podbiegunowego. Na podstawie cudem ocalałego zapisu z rewolucyjnej pożogi roku 1917, a znalezionego – także cudem – przez Jacka Świdzińskiego
A było tak: Jacek Świdziński natknął się w rosyjskim antykwariacie na manuskrypt, na podstawie którego sporządzono faksymile (nakładem Kultury Gniewu) nadając im tytuł „Zdarzenie 1908". Zapis bogaty w szkice, skąpo inkrustowane tekstami. Widać, że autorowi (jak dotąd anonimowemu) sztywniały z zimna palce, bo kreska drżąca i mało precyzyjna, a o podobieństwie podobizn (do bohaterów) lepiej nie mówić.
Co do Świdzińskiego – nie tak dawno (2013) zgłębiał przyczyny niepowodzenia genialnego naukowca pochodzenia serbskiego w albumie „A niech cię, Tesla!". Jak wiadomo, to Nikola Tesla wynalazł m.in. radio, co niesłusznie przypisano Marconiemu.
W „Zdarzeniu 1908" Tesla powraca. Znowu coś chachmęci, kombinuje, eksperymentuje. Tym razem na Syberii. Zachęcam – dajcie się uwieść mistyfikacji! Ale przedtem (lub potem) sprawdźcie, kim byli bohaterowie i dlaczego zapuścili się daleko za rzekę Angara. Bez tego cały efekt diabli biorą.
Cyrk na Syberii
Czytam raz – ryczę, kwiczę, chichoczę. Czytam drugi – to samo. Pokazuję mężowi – on też. Innych także przyprawia o niekontrolowane paroksyzmy śmiechu. A humor to absurdalny. Komiksowy odpowiednik „Latającego Cyrku Monthy Pytona". Dialogi na cztery nogi wzbogacone o dźwięki pisane... cyrylicą.